piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 6

Czkawka:
W naszym życiu na każdym kroku pojawiają się jakieś niewiadome. Gdziekolwiek się udajemy pojawi się coś takiego, że przez chwile będziemy trwać w zdumieniu i zastanawiać się czy aby na pewno wszystko poszło dobrze.

Powiem szczerze, w moim życiu są same niewiadome. Los ciągle stawiał przede mną przeróżne znaki zapytania. Np., Co mam zrobić by ojciec wreszcie mnie zaakceptował.
No niby jest to proste. Musiałbym pokazać, że jestem godny na bycie jego synem.
Czy znajdę prawdziwych przyjaciół?
Mógłbym tak naprawdę wyliczać godzinami, ale, po co.
Nawet teraz mając proste zadanie pojawiał się znak zapytania.
W mojej głowie, co chwila pojawiała się myśl:
Czy aby wszystko się na pewno uda? Czy odciągniemy Łupieżców przynajmniej do czasu, gdy ludzie z Berk się przygotują?
Szczerze już miałem dość tych niepewności i niewiadomych. Zaczynały mnie naprawdę wkurzać. 
Dlatego zamiast myśleć postanowiłem zadziałać:
-Dobra mordko, koniec tej zabawy. Lecimy na nich!
****
Przypatrywałam się wybuchom plazmy w stronę statków, czując jak serce bije mi jak szalone.
Ciągle w myślach przetwarzałam słowa Czkawki. Gdzieś w środku przeczuwałam, że może minąć sporo czasu zanim znów się spotkamy, ale nie chciałam dopuścić tej myśli do świadomości.
Tyle lat go ignorowałam, czasami nawet zastraszałam a teraz, co ?
Zrozumiałam nagle, że mi na nim zależy.
' To jest chore. Nie będę rozpaczać z powodu jakiegoś chłopaka'
Pokręciłam głową przybierając wojowniczy wyraz twarzy.

Kiedy pierwsza łódź uderzyła do brzegu, a Łupieżcy zaczęli z niej wybiegać na ląd od razu ludzie rzucili się w wir walki.
-Za Berk!-Wykrzyknął Sączysmark.
-Za Berk-wykrzyczeliśmy chórem, po czym rzuciliśmy się na naszych wrogów.

***
Cała walka z Łupieżcami trwała około dwóch może trzech godzin. Oni nie dawali za wygraną, ale my również, a z tego, co jest wiadome to, że -Wandale, są bardziej uparci i zawzięci.
Dajmy np. Takiego Czkawkę, on...Pomimo iż mu nie wychodziło nie poddawał się.

Ale wracając do walki, czułam adrenalinę, ale także strach o tych, co kocham. Nie miałam czasu sprawdzić jak się czują, co mnie nieco dołowało. Bo prawda była taka, że mogło się okazać, że moi przyjaciele leżą gdzieś ranni, a ja nie jestem w stanie im pomóc.


Więc gdy Łupieżcy zaczęli wracać na swoje statki, ogarnęła mnie okropna radość, lecz także i zmęczenie.
Nigdy nie brałam udziału w walce, a nawet, jeśli to od czasu do czasu dopomagałam.
-Tak, uciekajcie tchórze-usłyszałam za sobą głos Mieczyka. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej widząc swoich przyjaciół. Nie myśląc dłużej podbiegłam do nich i rzuciłam się na nich. Oni objęli mnie i cieszyli się razem ze mną.
-Bałam się o was.
-My byś my sobie rady nie dali? Astrid proszę-powiedział Mieczyk-No chyba, że Szpadka.
-Ja ci dam Szpadka matole!-Dziewczyna walnęła swojego brata po twarzy, na co ten z uśmiechem powiedział:
-Ej ja chce jeszcze raz.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
Ogarniało mnie uczucie szczęścia i spokoju. Jednak wtedy w głowie pojawiła się jedna nieproszona myśl.
Nie wszyscy są cali.
Obejrzałam się za siebie szukając Czkawki, wraz z jego Nocną Furią.
-Widzieliście Czkawkę?
-Ostatni raz wtedy przy tobie.
***
Czkawka:
Wylądowaliśmy ze Szczerbatkiem na lądzie. Roznosiła mnie energia.
Ja, chuderlawy wiking z pomocą mojego najlepszego przyjaciela rozwaliliśmy Łodzie Łupieżców.
-Udało się mordko, a z tych okrzyków radości, ze strony wioski wnioskuje, że to koniec ataku-Szczerbatek, zaczął się do mnie łasić-Spisałeś się przyjacielu.
Przytuliłem się do smoka, kiedy do moich uszu dotarł odgłos złamanej gałęzi.
Nie wiem, czemu to zignorowałem, może, dlatego, że uznałem, że to jeden z moich znajomych.

Teraz jednak zgadzam się, ze Sączysmarkiem, że powinienem mieć na plecach plakietkę z napisem ' OSIĄŁ'. Będę miał nauczkę do końca życia.
I pomimo iż Szczerbatek wyczuł niebezpieczeństwo, było za późno.
Poczułem z tyłu okropny ból, rozchodzący się po całym ciele, po czym straciłem świadomość.
Świat zaszedł czarną mgłą...


'Byłem w jakieś dziwnej jaskini. Panował tu półmrok, więc nie za wiele udało mi się zobaczyć.

Jedyne światło, które tu było to od strony lodowca, przez który także zaczęły wlatywać smoki.
Nie chcąc być zauważony cofnąłem się nieco do tyłu. Znikąd pojawiła się przede mną zamaskowana postać. Nieco przestraszony zacząłem się cofać.
Jeździec tymczasem uderzył w ziemię laską, a wszystkie smoki, które tu były zapaliły ogień.
Po czym zaczął do mnie podchodzić.
-Coś za jeden?-Wyszeptałem. -Gdzie ja jestem?
Jeździec już zaczął ściągać maskę, gdy sen zaczął się rozmazywać, a całe moje ciało ogarnął okropny i palący ból.'

Kiedy się obudziłem, poczułem palący ból.
Rozchodził się po całym ciele wzdłuż kręgosłupa. Pomimo iż miałem zamknięte oczy czułem jak łzy spływają mi po twarzy.
Powoli otworzyłem oczy, rozglądając się dokoła.
Nie wiedziałem, co się dzieje, i gdzie jestem.
W jednej sekundzie ogarnęło mnie przerażenie. Zacząłem szybciej oddychać uświadamiając sobie, że w głowie mam pustkę.
Jedynie jakieś pojedyncze szczegóły.
Przełknąłem ślinę czując okropną suchość w gardle. Spróbowałem się trochę podnieść. Skończyło to się moim głośnym jękiem bólu i upadku na tyłek.
'Niech to'.
Zamknąłem oczy opierając głowę o kamienną ścianę, starając się uspokoić oddech i ustalić jakieś szczegóły.
Wytężyłem swoje wszystkie zmysły, i wtedy pojawił się obraz.
Były na nim dwie postacie:
Czarny jak noc smok, o zielonych oczach oraz piękna blond włosa dziewczyna o oczach jak ocean.
-Szczerbatek-wydusiłem raptownie otwierając oczy.
-Ktoś tu się obudził-dobiegł mnie chrapowaty głos, do celi podszedł wysoki, potężnej budowy Wiking. Miał on brązowe włosy i tego samego koloru brodę, a i nie zapominajmy o brzydkiej jak nie wiem twarzy.-Nasz Czkawkuś.
-Kim jesteś i Czego chcesz?
-Zemsty Oczywiście.
-Na, kim?
-Na twoim ojcu...To chyba oczywiste-zmarszczyłem brwi, szeptając:
-Na moim ojcu?
-Mam układ...Albo będziesz z nami współpracował.
-Albo?
-Czkawka Haddock zginie, na pewno twój tatuś będzie z tego powodu cierpiał.
-Ta...Nie sądzę-sam nie wiem, czemu to powiedziałem. Miałem dziwne przeczucie, że mój ojciec nie wziąłby do siebie mojej straty.-A teraz gadaj gdzie jest mój smok.
-Chłoptaś chce do swojego smoczka...No to niech będzie.
***
Byłem prowadzony przez dwóch dobrze zbudowanych wikingów. Ciągle mnie popychali i popędzali.
Nie powiem kilka nie miłych słów cisnęło mi się na usta i powiedziałbym to gdyby nie to, że martwiłem się o swojego przyjaciela. W końcu zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami. Jeden poszedł je otworzyć, po czym uśmiechnął się do mnie chytrze i powiedział:
-Tylko się nie rozpłacz.
Wepchnęli mnie do środka a ja poczułem jak serce mi na chwile staje.
Podbiegłem do Szczerbatka, padając koło niego na kolanach.
-Mordko-wyszeptałem. Nie zareagował.-Szczerbuś...Mordko ej...Obudź się.
Usłyszałem za sobą, odgłos zamykanych drzwi. Obejrzałem się, zostawili mnie samego z Szczerbatkiem.
'To dość nieostrożne, ale jak tam uważają'.
 Przytuliłem się do smoka mocno zaciskając powieki.
Ból, jaki czułem po obudzeniu był o lepszy i delikatniejszy niż ten, który czułem teraz. Ten, który czułem teraz był wszędzie.
 Wprawia moje myśli w same negatywne scenariusze, sprawiając, że zapominam, co to znaczy być szczęśliwym
-Nie zostawiaj mnie. Mam tylko ciebie-kilka łez spłynęło z moich policzków na smoka.
Nie wiem, co oni mu zrobili, ale niech wiedzą, że jeśli Szczerbatek się nie obudzi to ich zniszczę. I dotrzymam słowa. 

Nie wiem ile tak leżałem przytulony do Szczerbatka. Czas stracił dla mnie znaczenie, ważne było to, że jestem przy Szczerbatku. Owszem słyszałem od czasu do czasu jakiś cichy pomruk z jego strony, co oznaczało, że żyje, ale nie mogłem się doczekać momentu, gdy otworzy oczy.
Więc kiedy poczułem, że szczerbatek się poruszył odsunąłem się od niego by po chwili ujrzeć jak otwiera swoje oczy.
Zaśmiałem się przytulając do niego.
Łzy szczęścia spływały mi po twarzy.
-Cześć Przyjacielu-wyszeptałem. Szczerbatek wywalił język, przez co wybuchłem śmiechem-Tęskniłem.
Smok swoją mordką, podniósł moją rękę. Przytuliłem się do niego-Wydostaniemy się. Obiecuje.
Astrid:
Stałam na klifie wpatrując się w horyzont, czekając na Czkawkę.
Powinien już dawno temu wrócić. Minął Miesiąc, a po nim ani śladu. Ja wiem, powinnam już dopuścić do siebie myśl, że on nie wróci, ale nie potrafiłam. Nadal miałam nadzieję, że zobaczę go wraz z Szczerbatkiem. 
Może i nigdy nie byłam za blisko z Czkawką, jednak dopiero teraz zauważyłam, że przywykłam już do widoku włóczącego się Czkawki po wiosce.
Pomimo iż się do tego nie przyznawałam znaczył coś dla mnie i zawsze mu dobrze życzyłam.
Nawet wtedy, gdy dowiedziałam się o Nocnej Furii. No na początku myślałam, żeby powiedzieć Stoikowi, ale potem stwierdziłam, że tego nie zrobię.
Że Czkawka sam to załatwi.

-Astrid-Usłyszałam przepełniony troską głos Szpadki. Położyła rękę na moim ramieniu.
-Powinien wrócić już dawno temu.-Nie odrywałam wzroku od oceanu.
-Właśnie po to tu przyszłam. Wszyscy mają się zjawić w twierdzy-westchnęłam smutno, idąc za nią ze spuszczoną głową. Nie chciałam by widziała, że w moich oczach lśnią łzy.-Stoik wrócił od Łupieżców.-Spojrzałam na nią. -Chodź.

Wpadłam do twierdzy jak torpeda. Przerwałam akurat, kawałek jakieś rozmowy, którą prowadził ojciec Smarka. 
Przepchałam się przez tłum ludzi by po chwili znaleźć się przy Wodzu naszego plemienia. 
Wystarczyło jedno jego spojrzenie bym wszystko zrozumiała. Nie musiał mówić nic. Czkawki tam nie było.
-To nie możliwe.-Szepnęłam. Jednak, co innego mogłoby znaczyć to przepełnione bólem i smutkiem spojrzenie Stoika. Nigdy, w jego oczach nie widać było łez...Nigdy aż do teraz.
-Musimy ustalić atak na smocze leże-kontynuował Sączyślin-Coraz więcej się ich tu zlatuje.
-Nie Sączyślinie. Nie będzie żadnego ataku-odezwał się wódz.
-Stoik ja wiem, co czujesz..
-Och doprawdy? Straciłeś niegdyś ukochaną a teraz także jedynego syna.-Sączyślin spuścił głowę.-Teraz najważniejsze jest dla mnie odnalezienie mojego syna. Nie jakieś smoki.
-No, ale skoro nie było go u Łupieżców to gdzie?
-Nie wiem, ale czuje, że oni wywiozą go gdzieś poza granice archipelagu.
-Stoik przykro mi to mówić, ale on już najprawdopodobniej nie żyje-wtrącił Sączyślin. Stoik spojrzał na gniewnym spojrzeniem.
-Czkawka na pewno żyje-odezwał się Sączysmark-Ma w końcu Nocną Furię przy sobie.
-Synu nie wtrącaj się-upomniał go Sączyślin-Stoik przypomnę ci, że naszym celem życiowym jest zabijanie smoków a nie zabawa z nimi jak to zrobił twój syn. Dobrze, że go porwali...Bo i tak musiałbyś go wygnać.
-Jak śmiesz, ty kupo łajna-odezwał się Pyskacz.-On był najdzielniejszy z nas wszystkich.

-Spokojnie Pyskaczu, powiedziałem, że odnajdę go i to zrobię. A odnalezieniem smoczego leża zajmiemy się, kiedy indziej.

Przepraszam za błędy i za powtórzenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz