sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 2

Kiedy wróciłem do domu miałem takiego pecha że w salonie zostałem ojca.
Chciałem  po cichu wejść na górę nie zauważony niestety kiedy byłem na drugim schodku rozległ się głos ojca:
-Czkawka .
-Tato...Aa...Ja muszę z tobą porozmawiać-wtrąciłem. Podczas drogi powrotnej zrozumiałem jedną ważną rzecz. Nigdy nie będę taki jak oni. Nigdy nie zabije smoka.
- Ja też muszę coś z tobą omówić synu.- odwrócił się w moją stronę.
- Czas, żebyś nauczył się zabijać smoki.
-Czy ja naprawdę muszę zabijać smoki?-powiedziałem równocześnie równocześnie  z nim.
-Chwila co?
Popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni. Czy on powiedział że pora żebym nauczył zabijać się smoki?
-mów pierwszy -zachęcił mnie. Pokręciłem głową.
-Nie ty.
-Smocze Szkolenie. Od jutra zaczynasz.
-Ze co ? 
-Dobrze słyszałeś-powiedział spokojnie.
No nie i co teraz...
-A mogłem  zacząć,  wiesz tato -zaśmiałem się nerwowo-Bo jest u nas nadwyżka wikingów zabijających smoki i może  ja sobie odpuszczę .
-Czkawka nie ma mowy.
-Tato ja nie chcę zabijać smoków-wyjaśniłem niepewnie podchodząc do niego. Czułem ze po raz pierwszy mówię to co naprawdę czuję. Nie mogę ich zabijać.
Tato roześmiał się tak jakbym powiedział jakiś dobry kawał.
-Oczywiście ze chcesz.
-Tato ja nie umiem ich zabić!
-Nauczysz się.
-Nie sądzę. Proszę posłuchaj mnie chociaż raz...
-Wypływamy szukać smoczego leża-przerwał mi-więc zrób mi chociaż raz przysługę i postaraj się chociaż raz zrobić coś dobrze.
-Tato daj mi coś powiedzieć.
-Nie zawierz mnie.
-Ta rozmowa przestaje przypominać dialog-warknąłem  zirytowany. 

-Za niedługo wrócę wtedy porozmawiamy...chyba
-Ja też będę czekał chyba.
Kiedy wyszedł z domu westchnąłem głośno. Dlaczego on nie chcę mnie słuchać. Boże po co ja ciągle nawijałem o tym ze chce zabijać smoki.
'Idiota'
***
Smocze Szkolenie...
Następnego dnia pomimo nie chęci postanowiłem udać się na to całe smocze szkolenie. A raczej biadolenie. Jasne jest ze nie zabije smoka nie przez to ze nie umiem. Ja nie chcę ich zabijać. 
O świcie zjawiłem się przy Smoczej arenie. Była tu już banda Sączysmarka rozmawiali o czymś zawzięcie.
Po chwili przyszedł Pyskacz i otworzył wejście na arenę.
-Wow-rzucił Mieczyk rozglądając się dokoła.
-Ja bym chciała jakąś Blizne-wtrąciła Szpadka.
Przewrociłem oczami słysząc jak Astrid się z tym zgadza.
-Ból-odezwałem się się końcu zwracając na siebie ich uwagę.-Normalnie sama radość.
-A on tu czego?-Zapytał Mieczyk.
-No właśnie skoro zabił Nocną Furię nie potrzebuje szkolenia co nie-zakupił Saczysmark.
Pyskacz widząc moją minę 'pocieszył' mnie po czym kazał ustawić się w szeregu.

Tydzień  później
Nic się nie zmieniło. Jestem totalną ciamajdą i ofermą według Smarka i reszty. Czasami tylko Śledzik coś do mnie powie.
To trochę boli...miałem nadzieję ze chociaż na szkoleniu nie będą mnie upokarzać.
Przeliczyłem się.
Dzisiaj ledwo uszedłem z życiem.
Gdyby nie Pyskacz było by po mnie.
Nie powiem na początku może widziałem jakiś sens. Jakaś cząstką mnie powtarzała...
'Tato wreszcie będzie dumny. Opłaca się'
A prawda jest taka ze nawet nie wiadomo czy wróci albo czy ja przeżyje.
Przechadzałem się po wiosce, kiedy podeszła do mnie banda Sączysmarka.  Brakowało Astrid.
-Patrzcie nasza oferma.
-Nie wiem po co uciekasz gdyby smok Cię zabił oszczedziłbyś sobie  upokorzenia i nam zaoszczedziłbyś  Tlen.
Nie wytrzymałem rzuciłem się na Sączysmarka. Oczywiście nie miałem szans. Ich było więcej.
Bliźniacy złapali mnie za ręce  tak bym nie mógł się wyrwać.
-Co myślałeś że dasz sobie radę?
-Dureń-warknalem. Saczysmark warknal po czym z całej siły walnął mnie w twarz. Skrzywiłem się lecz on nie miał zamiaru przestać. Uderzył ponownie tyle że mocniej w brzuch.
Zgiałem się w pół upadając na kolana.
-Ej smark wystarczy-wtrąciła Szpadka.
-przeprosisz?
-Jesteś aż taki głupi ze oczekujesz przeprosin -odpyskowałem.
Uderzył ponownie. I po raz kolejny...I kolejny.
Przed oczami tańczyły mi plamki.
Czułem ze jeść że jedno uderzenie i po mnie.
Saczysmark już się do niego szykował gdy rozległ się głos
-Smark zostaw go-chłopak został osiągnięty na bok a koło mnie uklęknęła Astrid-Oszaleliście.
-Obraził mnie.
-Dlatego próbowałeś go zabić?
-Nikt by za nim nie płakał.
Zacisnąłem usta w cienką linię czując okropny ból.
-A wy jak mogliście na to pozwolić?-zwróciła się do bliźniaków.
-Ej As od kiedy go bronisz?-
Sam byłem ciekaw odpowiedzi.
-Jest niewinny.-Schyliła się i pomogła mi się podnieść
Ostatkiem sił stanąłem na własnych nogach jednak czując ból skuliłem się. Wtedy Astrid wzięła mnie pod ramię.-Pyskacz powinien coś na to zaradzić.
***
-Dlaczego mi pomagasz?-Spytałem kiedy podążalismy w kierunku kuźni Pyskacza. Astrid westchnęła.
-Bo jesteś niewinny. A Sączysmarka przegiął
Syknąłem z bólu zaciskając zęby.
-Na pewno Połamał ci zebra.
-Świetnie. Staram się być taki jak wy a i tak mi się obrywa. Chyba naprawdę lepiej by bylo gdyby coś mi się stało
-Nie mów tak-szepnęła Astrid-To nie prawda
 -Czkawka coś ty znowu sobie zrobił?-dobiegł mnie głos Pyskacza.-A raczej kto...-Spojrzał na Astrid.
-Saczysmark i Bliźniaki-powiedziała-Pomożesz mu?
-Jasne. Chodźmy z nim.
-Hej zaraz przejdzie nie musicie się tak martwić -rzuciłem odsuwając się od Astrid i starając się wyprostować. D
-Jasne bohaterze...zapomniałem Ze ty zawsze dasz sobie radę.
-Znasz mnie Pyskaczu.
-Od dziecięca i nadal uważam ze jesteś jak cała matka-spojrzałem na niego zaciekawiony.
-Dlaczego Tata o niej nie wspomina?
-Bo nadal go to boli.
-Czasami czuję się jakby to była moja winą. Że mamę porwali.
-Nie pleć głupot Czkawka-powiedział Pyskacz
 Astrid tymczasem szła w ciszy wsluchujac się w naszą rozmowę. Widziałem że czuję się nie zręcznie.-Valka nie chciała byś się obwiniał.
-Czasami zastanawiam się co by było gdyby wtedy smoki Nie napadli na naszą wioskę.
-Nie wiem Czkawka. Za pewne Stoik...Z resztą nie ważne.
-Pyskaczu powiedziałeś A powiedz B.
Gbur westchnął
-To może ją Was zostawię-powiedziała pospiesznie Astrid-Do jutra Pyskaczu.
Odwróciła się na pięcie idąc w kierunku swojego domu. Nie spuszczałem z niej wzroku co nie uszko uwadze Pyskacza.
-Oj podoba ci się...
-Co? Nie....Astrid jest znajoma...Nic po za tym.
-Jasne. Widzę co się święci.
-Nic się nie święci.-Pyskacz nie odpowiedział nic na to jednak nie krył uśmiechu. -Wracajmy szybko do domu.
***
Kilka dni później

Staram się unikać Saczysmarka w każdy możliwy sposób. Owszem widujemy się na treningach u wtedy mi dogaduje ale jak na razie nie zwracam na to uwagi.
Co do bliźniaków są w stosunku do mnie obojętni. Tak jak Astrid. Nawet nie odzywa się na powitanie.
Tylko Śledzik jest dla mnie miły i czasami ze mną pogada. Zazwyczaj o smokach. Bo bardzo dużo o nich wie, oczywiście ze Smoczej Księgi, która również postanowiłem przeczytać.
Najbardziej zmartwił mnie wtedy wpis o Nocnej Furii a raczej jego brak.
W księdze było tylko napisane ze lepiej się ukryć i modlić by Cię nie znalazł.
'Ta...mogliście mi to powiedzieć za nim ja ustrzeliłem i za nim udałem się na zatokę'.
Takie myśli wtedy krążyły mi po głowie. Byłem bardzo ciekaw czy to prawda więc ja jak to ja postanowiłem sprawdzić jaką jest naprawdę Nocna Furia. Nie powiem ten smok mnie zachwycił. Jest bardzo inteligentny i szybki.
Tak więc po skończonym treningu postanowiłem się ponownie udać nad zatokę.
Wziąłem jedna rybę i tarcze tak na wszelki wypadek. Kiedy byłem już przy zatoce zacząłem ukrywać się za tarczą niestety jak wspominałem mam pecha tego stulecia i ona umknęła mniejszy głazami. I nie było możliwości by ja wyciągnąć.
Westchnałem zrezygnowany patrząc na nią po czym ruszyłem przed siebie rozglądając  się za smokiem.
Już myślałem że jakimś cudem odleciał gdy za moimi plecami rozległo się ciche wręczenie.
Odwróciłem się i zauważyłem smoka czającego się na skalę. Powoli zaczął schodzić i do mnie podchodzić ani na moment nie spuszczając  ze mnie wzroku Przełknąłem ślinę po czym wyciągnąłem w jego kierunku rękę gdzie trzymałam rybę.
Zaczął się zbliżać kiedy się cofnął i zaczął warczeć . Zauważyłem że patrzy na nóż jaki miałem przy sobie.
'Pokrecilo mnie'.
Mój ojciec w tym momencie mógłby stwierdzić ze poszalałem do reszty, ale wyciągnąłem nóż z paska i upuściłem go. Po czym podnosząc go noga wrzuciłem do wody.
Smok od razu się odprężyć patrząc na mnie dużymi zielonymi podobnymi do moich oczami.
Postanowiłem spróbować jeszcze raz więc wyciągnąłem rękę w jego kierunku.
Nocna Furia zbliżyła się do mnie otwierając pyszczek.
-hymm ty nie masz zębów a mógłbym przesiąść ze....-smok w jednej chwili wysunął żeby i porwał Rybę-masz.
Nie wiem czemu ale chciałem się uśmiechnąć jednak kiedy Furia spojrzał na mnie zlakłem się-Ja już nie mam więcej-zacząłem się cofać aż się wywrociłem się i oparłem o kamień.

Smok się skrzywił po czym zwrócił kawałek ryby mi Na kolana.
'Uuu...obrzydliwe'
Wpatrywałem się tak to w niego to w Rybę kiedy on głową wskazał ze mam ja zjeść.
'Serio?'
Raz kozie śmierć. Wziąłem gryzą.
-Hymm...uhym.
Smok przełknąć silne patrząc na mnie. Zrobiłem bolała minę ale przełknąłem to. Po chwili myślałem ze zwymiotuje ale skończyło się tylko na wzdrygnięciu.

Uśmiechnąłem się powoli do niego niczego nie oczekując kiedy zobaczyłem zobaczyłem tych dużych oczach zainteresowanie. Smok powoli zaczął się uśmiechać a ja zrozumiałem że on też ma uczucia. Nie jest bezduszna bestia.
Wpatrywałem się w niego oczarowany czując nagła chęć dotknięcie jego skóry.
Smok widząc ze wyciągam rękę parsknął gniewnie po czym przeleciał na drugą stronę zatoki.
I pomimo iz jedna prób dotknięcie go zakończyła się klęską obiecałem sobie ze się nie poddam.

Przepraszam za błędy

piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 1

Czkawka:
-Na litość wszystkich świętych Czkawka, dlatego ty robisz mi taki wstyd?!-wykrzyknął tato, patrząc na mnie gniewnie. 
-Ja tylko chciałem-zacząłem niepewnie po czym urwałem.

Ale może cofnijmy się kilka godzin wcześniej.
Siedziałem na klifie wpatrując się w ocean i zastanawiałem się nad sensem swojego życia.
Co robiłem źle do tej pory, że wszystko za co się brałem kończyło całkowicie zniszczone.
'Może to, że jestem odmieńcem. Zawsze nim byłem.'
Westchnąłem opierając się o rękę.
-Użalając się nad sobą nic nie osiągniesz.-Podskoczyłem słysząc głos Astrid.
Dziewczyna patrzyła na mnie z litością.-Musisz wsiąść się za siebie.
-Ale jak? Przecież się staram, a kończy się to...wiesz jak-westchnąłem odwracając od niej wzrok.
-Może zacznij słuchać innych, a nie robić wszystko po swojemu.
-Czyli mam być kimś kim nie jestem?
Dziewczyna westchnęła z irytacji.
-Po co ja w ogóle z tobą gadam?! Przecież i tak jesteś za uparty by się zmienić! Tylko potem nie miej do nikogo pretensji-warknęła oddalając się ode mnie.
Chwile patrzyłem na blondynkę, którą jestem od pewnego czasu zauroczony. Ma niezwykły charakter. Jest strasznie waleczna i odważna.
Umie świetnie rzucać toporem i walczyć. Idealna partnerka życiowa.
'Mogę pomarzyć'.
-Dlaczego nie mogę być jak inni?-wypowiedziałem to na głos patrząc na spokojną taflę wody.
***
-O jednak postanowiłeś wstawić się do pracy-powiedział Pyskacz-Hura.
-Musiałem pomyśleć okay.
-Już się bałem ze coś ci się stało-powiedział po czym rzucił mi miecz-Naostrz go.
-Już się robi...Pyskacz...-Gbur spojrzał na mnie-Co zrobić by tato...-urwałem.-Nie ważne.
- Jak byś  jednak postanowił pogadać to słucham.
-Dlaczego nie mogę z wami wypłynąć szukać smoczego leża?
-Szczerze?
-Tak.
-Jeśli masz kiedyś z nami wyruszyć na mordowanie smoków skończ ....Z tym.
-Mam rozumieć ze chodzi ci o mnie?-Spytałem. Pyskacz pokiwał głową.
-Wtedy cała wioska nie będzie uważać Cię za ofermę.
-Dzięki że mi o tym przypomniałeś-powiedziałem zirytowany biorąc się za ostrzenie topora.
-Pytałeś się więc odpowiedziałem.
-No dzięki-przewróciłem oczami.
Reszta dnia wydawała się całkiem spokojna do momentu kiedy rozległy się krzyki wikingów.
-Smoki atakują!-wykrzyknął jakiś wiking.
Wyjrzałem na zewnątrz kiedy koło kuźni jakiś smok spłynął ogniem.
-Odejdź stad-Pyskacz odciagnął mnie na bok
-No weź daj się wykazać.
-Czkawka nie wypuszczę Cię stad znając twój charakter.
-Tym razem dam radę!-powiedziałem pewnym siebie głosem-Zaufaj mi. Błagam!
Pyskacz patrzył chwilę Na mnie po czym westchnął:
-Nie zawiedź mnie.
***
-Tato ja przepraszam-powiedziałem spuszczając głowę. Czułem na sobie spojrzenia całej wioski.
Kiedy podniosłem nieco głowę zauważyłem Pyskacza.
'Nie zawiedź mnie'
Chwilę popatrzył Na mnie po czym odwrócił głowę. Obiecałem mu ze tym razem będzie inaczej.
-Za co kol wiek się bierzesz to kończy to się katastrofą !
Spuściłem głowę-Boże dlaczego akurat mnie tak bogowie ukarali.
Do oczu napłynęły mi łzy. Powstrzymałem się jednak od pokazywania tutaj jakich kolwiek uczuć.-Idź do domu...ja Muszę po tobie posprzątać.
-Naprawdę przepraszam-powiedziałem łamiącym się głosem. Ruszyłem przed siebie ze spuszczoną głową, czułem na sobie wrogie spojrzenia.
No tak wszyscy się na mnie zawiedli.
-Dla niego nie ma już szansy.-załzawionymi oczami spojrzałem na wiking który tak powiedział. Saczyślin.
Po chwili dołączył do niego także jego syn.
-Oferma!
-Patrzenie na niego boli-dodał Mieczyk.
-Szkoda zachodu dla kogoś takiego. To kaleka.
-Starałem się...A znowu wyszło jak wyszło i...
-Jasne. Ty nic nie potrafisz.
-Dajcie mu spokój-odwróciłem się widząc za sobą Pyskacza. Lekko popchnął mnie do przodu mówiąc :
-idziemy.
Szliśmy w ciszy. Niezręcznie się czułem po tym co się stało. Obiecałem...
-Chciałem Cię przeprosić. Zaufałeś mi a ja Cię zawiodłem.
-Czkawką ja naprawdę nie rozumiem po jakie licho udajesz kogoś kim nie jesteś.
-Bo Chce być jednym z was-wyszeptałem wchodząc do środka. Zamknąłem za sobą drzwi opierając się o nie.
***
Kilka miesięcy później
Przeszukiwałem krucze urwisko by znaleźć Nocną Furię. Wczoraj znowu smoki napadły na Berk. A ja postanowiłem się wykazać. I udało się. Trafiłem nocna Furię. Kiedy katapulta wystrzelił trafiła w smoka którego wszyscy się boją.
No ale prócz mojego małego sukcesu miałem też pecha...Jedyna żywa istota która zauważyła mój wyczyn był smok o nazwie Koszmar Ponocnik.
I pomimo iz znowu wszyscy patrzyli na mnie wilkiem i ojciec się wydarł a Saczysmark kpił czułem ze wszystko się zmieni. Musiałem tylko znaleźć smoka którego ustrzeliłem.
I tak oto dochodzimy do obecnej chwili...
Nie wiem ile mi zeszło ale zaczynałem po mały tracić nadzieję.
Zaznaczyłem na swojej mapie godzi już byłem gdy złość wzięła górę i zamazałem całą mapę chowają notatnik.
-Bogowie się na mnie uwzięli-powiedziałem że zrezygnowaniem-Inni gubią noz lub kubek ale nie mi się udało zgubić całego smoka!
Odepchałem od siebie gałąź która uderzyła we mnie z podwójna siłą.
'Normalnie ja to mam pecha za wszystkich!'

Nie wiem czy bogowie mnie wysłuchali czy po prostu chociaż raz w życiu usmiechnęło się do mnie szczęście ale odnalazłem go.
Odnalazłem smoka...nocna Furię której boją się wszyscy!

Ja przysięgam...próbowałem go zabić. Ale patrząc na niego widziałem coś co zlapało  mnie za serce.
Widziałem samego siebie. Przerażonego który się już całkiem poddaje.
I ja po prostu nie miałem serca by go zabić. Nie mogłem...Nie umiałbym żyć z myślą ze go skrzywdziłem.
I tak wiem jestem dziwny, jaki wiking się tak zachowuje.
No właśnie żaden. Więc czemu ja tak?
'Może dlatego ze nie jestem jednym z nich...nigdy nie byłem. Zawsze byłem jakiś inny.'

Rozejrzałem się czy nikogo nie ma po czym małym nożem rozciąłem więzły które go trzymały. Smok skoczył na mnie wrzasnął tak głośno ze myślałem że ogluchne po czym uciekł w stronę zatoki. A ja po tym jak oprzytomniałem postanowiłem iść do siebie by pomyśleć nad tym co właśnie zrobiłem.

Przepraszam za błędy 

Prolog:

Czkawka:
Od kiedy pamiętam chciałem zrobić wszystko by zdobyć szacunek mego ojca. By czuć, że jest ze mnie dumny i mnie się nie wstydzi. Niestety jak na razie robię wszystko na odwrót.
Nazywam się Czkawka, tak wiem super imię, ale nasi rodzice uważają, że głupie imiona odstraszają gnomy i trolle, chociaż według mnie to imię mam nadane, przez to, że do niczego się nie nadaje.
Już od małego według mojego ojca byłem jakiś ' inny". Czy to źle? O tak.
Mieszkam na wyspie Berk. Przez większą część roku pada tu śnieg a przez resztę grad. Jedzenie jest surowe i totalnie pozbawione smaku, panują tu pewne zasady, których nie da się ominąć.
Bo u nas jest, tak, że jak nie zabiłeś smoka to jesteś nikim...A ja jak na razie właśnie należę do tej grupy.
Nigdy nie zabiłem smoka, nawet nie chcą mnie puścić na walkę z nimi.
A to, dlatego, że cała wioska uważa, mnie za totalną ofermę.
Jakąś niedołężną kalekę, z której można szydzić.
Mój ojciec nie jest lepszy, przy każdej możliwej okazji przypomina mi, że jestem nikim. 
Według niego powinienem być najlepszym z wszystkich wikingów, bo w końcu jestem synem samego Wodza.
Tak, moim ojcem jest Stoik Ważki i za każdym razem jak na niego patrzę widzę tylko srogie rozczarowanie i wstyd.
Sam już nie wiem, co mam zrobić by zauważył, że się staram, że zależy mi na tym by powiedział " Czkawka nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny'. Niestety. Mogę pomarzyć.
Chyba taki ma być już mój los. Ciągłe wysłuchiwanie obelg pod moim adresem.


***

Nie umiałem zasnąć całą noc. Kręciłem się z boku na bok ciągle przetwarzając w myślach słowa, które powiedział mi Sączysmark. Zazwyczaj nie przejmuje się za bardzo tym, co mówi, jednak teraz powiedział coś, co otworzyło mi oczy na pewne sprawy:
„‘, Po co ty żyjesz, co? Tylko zabierasz nam tlen. Współczuje Stoikowi, za pewne każdego dnia błaga Odyna, by okazało się, że wcale nie jesteś jego synem, tylko, że to jakaś pomyłka...Wiesz dobrze, że tu nie ma twojej matki, bo umarła by na miejscu widząc ciebie na oczy'.
Kiedy to powiedział poczułem się tak jakby ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. Widziałem jak szydzi ze mnie z bliźniakami, jednak stałem się na to głuchy.
Ciągle w myślach słyszałem te słowa, czując jak łzy napływają do oczu. Nie chciałem okazać słabości, jednak wspomnienie matki  bardzo zabolało.
Odwróciłem się na pięcie i pognałem w stronę zatoki, słyszałem za sobą śmiech Sączysmarka i bliźniaków, jednak nic sobie z tego nie robiłem.
W pewnym momencie wpadłem na Astrid.
-Uważaj jak chodzis-powiedzialaz tylko kierując się w stronę bandy smarka.
-Astrid nie gadaj z tą ofermą. Nie ma, po co."

Przewróciłem się na prawy bok, czując łzy napływające do oczu. Zacisnąłem mocno powieki czekając na upragniony sen. Chciałem, chociaż na chwile znaleźć się w świecie marzeń, gdzieś gdzie na chwile odetchnę od brutalnej rzeczywistości.
' Naprawdę zachowuje się jak oferma'-przebiegło mi przez myśl.
Koniec! Od dziś zaczynam nowe życie, będę ignorował Sączysmarka i zabije smoka. Nie wiem, jakiego, ale zrobię wszystko by mój ojciec powiedział ' Jestem z ciebie dumny'.

Dając obietnicę przed samym sobą poczułem jak powieki zaczynają mi ciążyć i już po chwili udałem się do krainy snów.