piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 7



Czas. Jeden z moich największych wrogów, z którym nie mam najmniejszych szans.
Leci nie ubłaganie nawet na chwile nie stając w miejscu. Nim się obejrzymy coś mija, a zaczyna się całkiem nowa era. Jakiś nowy rozdział naszego życia.

Kiedyś mi ktoś powiedział, że coś musi przeminąć by mogły nastąpić pewne zmiany. By niektóre rzeczy zmieniły się na lepsze.
Tym, kto mi to powiedział był mój ojciec. Gdy byłem małym chłopcem spędzaliśmy ze sobą naprawdę dużo czasu. Czy to na rybach czy po prostu na siedzeniu na wzgórzu i wpatrywaniu się w gwiazdy.
Dokładnie pamiętam jedno z takich wydarzeń.
'Siedzieliśmy z tatą na jednym z wzniesień wpatrując się w niebo pokryte milionami gwiazd.
-Tato, dlaczego pyskacz powiedział, że kiedyś będę musiał zająć twoje miejsce? Przecież świetnie sobie radzisz-Tato roześmiał się, po czym powiedział:
-Widzisz Czkawka, wszystko ma swój ustalony czas. Każde panowanie wodza. Niegdyś wyspą panował mój ojciec, potem, gdy nadszedł odpowiedni czas przyszła pora na mnie. Na ciebie także kiedyś przyjdzie.
-Odpowiedni czas?
-Coś musi przeminąć by mogły nastąpić pewne zmiany. Jednak musimy mieć do tego pewien okres czasu. Nic nigdy się nie dzieje od tak.
-To znaczy, że jak minie dany czas...To będę dorosły?
-Oczywiście. Każdego dnia jesteśmy o jeden dzień starsi.
-Boże to ile ja mam dni?-Tato wybuchł śmiechem kręcąc głową.-Jaki ja jestem stary w takim razie...Pss..Nie dobry czas. Nie lubię go.
-Czas jest wrogiem wielu osób. Bo to jedyny przeciwnik, z którym nie mamy najmniejszych szans.
-Więc, co trzeba zrobić by nie żałować?
-Wykorzystać dany nam czas najlepiej jak to tylko możliwe. Cieszyć się każdym dniem.

-Ty cieszyłeś się jak była mama?-Tato posmutniał patrząc z widoczną tęsknotą w gwiazdy.

-Bardzo. Jednak teraz żałuje, że nie wykorzystałem każdej możliwej chwili. To jest właśnie najgorsze Czkawka, nigdy nie wiemy, gdy coś się skończy. Czasem musimy czekać na to, a czasem to następuje nagle.
- Będę pamiętał...I tato?
-Tak Czkawka?
-Kocham cię.-Przytuliłem się do niego, tato objął mnie, po czym wyszeptał:
-Ja ciebie też, cokolwiek by się stało. Cokolwiek bym powiedział, zawsze będę cię kochał synu. I zawsze przy tobie będę-odsunął się nieco ode mnie, po czym położył mi rękę na sercu-o tutaj. Twoja matka również.
-Jak myślisz, była by ze mnie dumna?
-Bardzo. Ja jestem z ciebie dumny. I zawsze będę, po prostu rób to, co podpowiada ci serducho ok?
-Jasne. Będę wielkim wikingiem tak jak ty.'

Siedziałem w celi, rysując w swoim notesie.
Szczerbatek tymczasem leżał koło mnie i przyglądał się, co tam bazgrolę.
-Życie jest niesprawiedliwe-wyszeptałem patrząc na rysunek. Przedstawiał on małego chłopca wraz z rodzicami. Był na barana u taty i się uśmiechał.
Szczerbatek swoją mordką podniósł moją rękę.

Spojrzałem na niego, odkładając notatnik i przytulając się do niego.
Szczerbatek przymknął oczy, podczas gdy ja położyłem na nim głowę także przymykając oczy i głaszcząc go.
-Cieszę się, że chociaż ciebie mam mordko.-Szczerbatek otworzył oczy wydając ciche warknięcie-Czasem chciałbym rozumieć, co mówisz...Fajnie by było tak z tobą pogadać.
Szczerbatek spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się.
Tak, ten smok jest naprawdę inteligentny i swoim zachowaniem często przypomina mi człowieka.
Tyle, że on jest oddany, troskliwy i lojalny. Nie to, co ludzie. Oni są fałszywi, rządni wygranej i chwały.
-Jestem ciekawy czy mój ojciec, chociaż stara się mnie odnaleźć.
'Dalej sobie wmawiaj. Oczywiście, że się wyrzekł. Rok czasu tu siedzisz'-usłyszałem głos swojej zirytowanej podświadomości.
No tak, dość trochę tu siedzimy.
Czy wszystkie wspomnienia do mnie wróciły?
Tak dzięki notesowi, który miałem przy sobie. Jak się okazało dużo tam miałem zapisek i wg. Niestety nie było mapy jak polecieć na Berk.
Chociaż nie wiem czy chce wracać. Znowu widzieć te wszystkie wrogie spojrzenia na mnie? To ciągłe rozczarowanie ze strony mojego ojca moją osobą?
Chyba podziękuje.

Dlaczego nie uciekliśmy? Chcieliśmy, ale tak się składa, że Szczerbatek bez tej jednej lotki najnormalniej w świecie nie da rady polecieć.
W pewnym momencie usłyszałem jakieś kroki a po chwili drzwi naszej celi otworzyły się i do celi wrzucono pewną dziewczynę. Była miej więcej mojego wzrostu i była także bardzo szczupła, miała długie blond włosy.
-Masz towarzystwo Haddock-rzucił drwiąco Grimir. Tak nazywał się jeden z ludzi Albrechta, który naprawdę mnie irytuje.
Zamknął za sobą drzwi i przez chwile jeszcze słyszałem jak sobie nuci pod nosem.
Zerknąłem na mordkę, po czym na tą dziewczynę. Podszedłem do niej.
-Wszystko w porządku?-Spytałem. Spojrzała na mnie Miała podobne zielone oczy do moich. Odsunęła się nieco ode mnie-Nic ci nie zrobię. Nazywam się Czkawka. A ty?
-Rosie...
-Miło mi Rosie, poznaj mojego przyjaciela Szczerbatka-smok podszedł do nas.
Dziewczyna nieco była przestraszona jednak po chwili uśmiechnęła się delikatnie. Szczerbatek podszedł do niej mordką, podniósł jej rękę. Ta pogłaskała go, po czym zaśmiała się-Jest wspaniały.
Szczerbatek zaczął się do niej łasić.
-Szkoda, że ludzie z mojej wioski tego nie potrafią zrozumieć.
-Dziwne, bo na mojej wszyscy uwielbiają smoki-spojrzałem na nią niedowierzająco-Naprawdę Molley zmieniła się od czasu...
-Czego?
-Kiedy przygarnęliśmy smoki. Wiesz ze smoczego leża...Niestety tam jest Czerwona...
-Śmierć...Czerwona śmierć-wtrąciłem pośpiesznie pokiwała głową-Byłem tam. To trochę dalej od Berk.
-Od, czego?
-Od mojej wyspy, stoi tam od siedmiu pokoleń.
-Hymm dziwne, nigdy o niej nawet nie słyszeliśmy. Nawet nie wiedziałam, co to za goście.
-Łupieżcy, nie macie z nimi problemów?-Pokręciła głową-A Berserkowie-ponownie pokręciła głową.-To gdzie jest twoja wyspa?
-Bardzo daleko na północny wschód. 
-A Johna kupczy przypływa do was?

-Nie, do nas przypływa jakiś inny mężczyzna z kobietą. Chyba oni właśnie od tego Johanna kupują różne rzeczy dla nas. Wiesz Nawet ten Johann boi się zapuszczać tak daleko. 

-A jak oni cię znaleźli. Gdzie my jesteśmy?
-Na sąsiedniej wyspie Dariano. Przypłynęłam tu z rodzicami...Za pewne będą mnie szukać.
-Cały rok siedzę tu i nawet nie wiedziałem gdzie jestem...Boże szczerbatek rozumiesz to...Ojciec za pewne szuka mnie na wyspie łupieżców-Szczerbatek spojrzał na mnie, po czym pokiwał głową-Dlatego w ostatnim czasie Albrecht się nie pokazywał. Tylko on zna drogę na Berk...I na twoją wyspę.
-Na to wygląda. Ale co nam z tego skoro musimy tu siedzieć-na moich ustach pojawił się chytry uśmieszek.-Okay...
-Słuchaj...Leciałaś kiedyś na smoku?
-Nie...Może żyjemy z nimi w zgodzie, ale nie latamy. Pływamy łodziami.
-A pamiętasz drogę, którą cię tu przyprowadzili?-Pokiwała głową.-Mordko jest szansa wydostaniemy się...I pomożemy ci wrócić na Molley-zwróciłem się do dziewczyny-Ale będzie potrzebna twoja pomoc.
-Od teraz jesteśmy drużyną.

****
-O nie! Pomocy dziki smok atakuje!-Wykrzyknęła Rosie z udawaną paniką-Pomocy...On już zabił tego chłopaka...Powiem wam, co chcecie!-Dodała. Ja tymczasem schowałem się w cieniu by strażnik, który tu przyjdzie mnie nie zauważył. Ledwo powstrzymywałem śmiech.
W ręku trzymałem metalowy pręt i czekałem.
Po chwili rozległy się kroki a Szczerbatek na mój rozkaz zaczął warczeć, wtedy drzwi celi się otworzyły i do środka wszedł Grimir.
-No to gdzie jest ten martwy chłopak.
-On go rozszarpał!-Wykrzyknęła.-I pożarł!-Dodała płaczliwym głosem.
Ja tymczasem zaszedłem go od tyłu i z całej siły przywaliłem mu metalowym prętem.
Udało się, bo po chwili łupieżca leżał na ziemi jak długi.
-Tak!-Wykrzyknęliśmy z Rosie. Daliśmy sobie piątki, po czym ostrożnie wyjrzeliśmy na zewnątrz. Panowała tu cisza.
-Musimy się w coś przebrać. Nie mogą nas poznać-oświadczyła.
-Najpierw się stąd wydostańmy...To którędy?
-eee w prawo..Nie w lewo-spojrzałem na nią-No drodze się na przód- i ruszyła a ja ze Szczerbatkiem spojrzeliśmy na siebie, po czym ruszyliśmy za nią.
-Sprytna z ciebie dziewczyna.
-No wiem.
-Ile masz lat?
-15 a ty?
-16 dwa dni temu były moje urodziny-spojrzała na mnie i chciała coś powiedzieć, lecz szybko zakryłem jej usta-Później.
-Dobrze.
~~~~
-Gdzie ty nas prowadzisz?-Zapytała Rosie, kiedy udało nam się wydostać z tuneli na powierzchnię. Nie powiem ubiór tych ludzi trochę mnie zdziwił. Ubierali się nieco inaczej niż my, ale cóż tu poradzić.
-Do kuźni. Musze zrobić ogon dla Szczerbatka-pociągnąłem ją za rękę, kiedy zauważyłem jednego z Łupieżców, schowaliśmy się za jakiś stragan.-Nie poleci bez lotki. A teraz chodź-dodałem nadal się ukrywając idąc dalej.
-To oni!-Wykrzyknął ktoś. Obejrzałem się i zobaczyłem Albrechta i kilku jego ludzi.
-Wiej!-Wrzasnęła Rosie ciągnąc mnie za rękę. Szczerbatek jednak wskazał na swój grzbiet.-Rosie na Szczerbatka.
-Przecież powiedziałeś...
-Właź!-Nie spierała się ze mną. Szybko wsiadła na szczerbatka, obejmując mnie w pasie, tymczasem Szczerbatek zaczął szybko biec.
-To niesamowite siedzieć na nim.
-Jeszcze cudowniejsze jest latanie-oświadczyłem. Nagle Rosie wciągnęła powietrze i mocniej mnie ścisnęła
-To moi rodzice!-Oświadczyła z uśmiechem palcem wskazując przed nas. Zobaczyłem potężnego dość otyłego wikinga z długą brązową brodą, oraz kobietę raczej drobnej budowy z blond włosami.
Widać było, że się niepokoili. Ciągle podchodzili do jakiś ludzi. -Mamo...Tato-wykrzyknęła Rosie. Oni zaczęli się rozglądać i gdy nas zobaczyli uśmiechnęli się. Szczerbatek podbiegł do nich. 
Byli nieco przerażeni jednak nic nie zrobili. Rosie zeszła z Szczerbatka i rzuciła się swoim rodzicom na szyje.
-Baliśmy się. Gdzieś ty się podziewała?-Zapytał jej ojciec.
-Porwali mnie Łupieżcy.
-Kto?
-Nie ważne...Ważne, że gdyby nie Czkawka-podeszła do mnie-Nadal bym tam siedziała.
-Nieprawda...To ty świetnie udawałaś-uśmiechnęła się do mnie.
Spojrzałem na ich rodziców dość niepewnie, wtedy odezwał się ich ojciec:
-Widzę, że przyjaźnisz się ze smokami.
-Nie dam ich skrzywdzić-powiedziałem z uśmiechem-Co nie mordko?-Szczerbatek podszedł do mnie i uśmiechnął się.
-Jest piękny-oświadczyła kobieta podchodząc do niego-Jaki on śliczny Erim.
-Tak wiem Alri...Ostatnia Nocna Furia.
-Najprawdopodobniej-wtrąciłem z uśmiechem.
-Może opowiesz nam coś o sobie, skoro Rosie cię pochwaliła musisz mieć w sobie coś niezwykłego-poprosiła matka mojej znajomej a ja się zarumieniłem. Kobieta widząc to zaśmiała się.
-Przesada...Jestem zwyczajny...Nazywam się Czkawka Haddock, mam szesnaście lat. Mieszkałem na Berk...
-Mieszkałeś?
-łupieżcy mnie porwali niemal rok temu...Ale to nawet lepiej. Na Berk...Nie ma zgody ze smokami.
-U nas jest...Czasem nam nawet pomagają.
-Bo to niezwykłe stworzenia-powiedziałem patrząc na Szczerbatka. Mordka, wywalił jęzor na wierzch i zaczął skakać wokół nas.
-To skoro już nie mieszkasz na Berk może zamieszkasz u nas.
-Nie chce się wpraszać.
-Nie będziesz. Jesteśmy coś ci wini. Uratowałeś naszą córkę-już otwierałem usta by coś powiedzieć, lecz wtedy wtrąciła się Rosie: -Pojedzie z nami. On lata na Szczerbatku. Wie o smokach wszystko.
-Ja się uczę. Aż tyle to nie.

-To może nauczysz nas tego, co ty wiesz a my ciebie to, co my wiemy. I akurat zrobisz lotkę dla swojego smoka, bo jeśli się nie mylę bez niej nie polecicie-Powiedział wódz z pewnym siebie
Uśmiechem.
'I co teraz? Iść z nimi czy szukać drogi powrotnej na Berk'.
-Nie musisz mieszkać z nami na zawsze. Przynajmniej na jakiś czas...Potem odnajdziesz swoją życiową drogę hym?-Matka Rosie położyła mi rękę na ramieniu.-Proszę...Rosie zależy-spojrzałem na swoją nową znajomą bawiącą się z Szczerbatkiem, po czym oświadczyłem:

-Popłynę z wami.

Przepraszam za błędy i liczne powtórzenia.

Rozdział 6

Czkawka:
W naszym życiu na każdym kroku pojawiają się jakieś niewiadome. Gdziekolwiek się udajemy pojawi się coś takiego, że przez chwile będziemy trwać w zdumieniu i zastanawiać się czy aby na pewno wszystko poszło dobrze.

Powiem szczerze, w moim życiu są same niewiadome. Los ciągle stawiał przede mną przeróżne znaki zapytania. Np., Co mam zrobić by ojciec wreszcie mnie zaakceptował.
No niby jest to proste. Musiałbym pokazać, że jestem godny na bycie jego synem.
Czy znajdę prawdziwych przyjaciół?
Mógłbym tak naprawdę wyliczać godzinami, ale, po co.
Nawet teraz mając proste zadanie pojawiał się znak zapytania.
W mojej głowie, co chwila pojawiała się myśl:
Czy aby wszystko się na pewno uda? Czy odciągniemy Łupieżców przynajmniej do czasu, gdy ludzie z Berk się przygotują?
Szczerze już miałem dość tych niepewności i niewiadomych. Zaczynały mnie naprawdę wkurzać. 
Dlatego zamiast myśleć postanowiłem zadziałać:
-Dobra mordko, koniec tej zabawy. Lecimy na nich!
****
Przypatrywałam się wybuchom plazmy w stronę statków, czując jak serce bije mi jak szalone.
Ciągle w myślach przetwarzałam słowa Czkawki. Gdzieś w środku przeczuwałam, że może minąć sporo czasu zanim znów się spotkamy, ale nie chciałam dopuścić tej myśli do świadomości.
Tyle lat go ignorowałam, czasami nawet zastraszałam a teraz, co ?
Zrozumiałam nagle, że mi na nim zależy.
' To jest chore. Nie będę rozpaczać z powodu jakiegoś chłopaka'
Pokręciłam głową przybierając wojowniczy wyraz twarzy.

Kiedy pierwsza łódź uderzyła do brzegu, a Łupieżcy zaczęli z niej wybiegać na ląd od razu ludzie rzucili się w wir walki.
-Za Berk!-Wykrzyknął Sączysmark.
-Za Berk-wykrzyczeliśmy chórem, po czym rzuciliśmy się na naszych wrogów.

***
Cała walka z Łupieżcami trwała około dwóch może trzech godzin. Oni nie dawali za wygraną, ale my również, a z tego, co jest wiadome to, że -Wandale, są bardziej uparci i zawzięci.
Dajmy np. Takiego Czkawkę, on...Pomimo iż mu nie wychodziło nie poddawał się.

Ale wracając do walki, czułam adrenalinę, ale także strach o tych, co kocham. Nie miałam czasu sprawdzić jak się czują, co mnie nieco dołowało. Bo prawda była taka, że mogło się okazać, że moi przyjaciele leżą gdzieś ranni, a ja nie jestem w stanie im pomóc.


Więc gdy Łupieżcy zaczęli wracać na swoje statki, ogarnęła mnie okropna radość, lecz także i zmęczenie.
Nigdy nie brałam udziału w walce, a nawet, jeśli to od czasu do czasu dopomagałam.
-Tak, uciekajcie tchórze-usłyszałam za sobą głos Mieczyka. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej widząc swoich przyjaciół. Nie myśląc dłużej podbiegłam do nich i rzuciłam się na nich. Oni objęli mnie i cieszyli się razem ze mną.
-Bałam się o was.
-My byś my sobie rady nie dali? Astrid proszę-powiedział Mieczyk-No chyba, że Szpadka.
-Ja ci dam Szpadka matole!-Dziewczyna walnęła swojego brata po twarzy, na co ten z uśmiechem powiedział:
-Ej ja chce jeszcze raz.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
Ogarniało mnie uczucie szczęścia i spokoju. Jednak wtedy w głowie pojawiła się jedna nieproszona myśl.
Nie wszyscy są cali.
Obejrzałam się za siebie szukając Czkawki, wraz z jego Nocną Furią.
-Widzieliście Czkawkę?
-Ostatni raz wtedy przy tobie.
***
Czkawka:
Wylądowaliśmy ze Szczerbatkiem na lądzie. Roznosiła mnie energia.
Ja, chuderlawy wiking z pomocą mojego najlepszego przyjaciela rozwaliliśmy Łodzie Łupieżców.
-Udało się mordko, a z tych okrzyków radości, ze strony wioski wnioskuje, że to koniec ataku-Szczerbatek, zaczął się do mnie łasić-Spisałeś się przyjacielu.
Przytuliłem się do smoka, kiedy do moich uszu dotarł odgłos złamanej gałęzi.
Nie wiem, czemu to zignorowałem, może, dlatego, że uznałem, że to jeden z moich znajomych.

Teraz jednak zgadzam się, ze Sączysmarkiem, że powinienem mieć na plecach plakietkę z napisem ' OSIĄŁ'. Będę miał nauczkę do końca życia.
I pomimo iż Szczerbatek wyczuł niebezpieczeństwo, było za późno.
Poczułem z tyłu okropny ból, rozchodzący się po całym ciele, po czym straciłem świadomość.
Świat zaszedł czarną mgłą...


'Byłem w jakieś dziwnej jaskini. Panował tu półmrok, więc nie za wiele udało mi się zobaczyć.

Jedyne światło, które tu było to od strony lodowca, przez który także zaczęły wlatywać smoki.
Nie chcąc być zauważony cofnąłem się nieco do tyłu. Znikąd pojawiła się przede mną zamaskowana postać. Nieco przestraszony zacząłem się cofać.
Jeździec tymczasem uderzył w ziemię laską, a wszystkie smoki, które tu były zapaliły ogień.
Po czym zaczął do mnie podchodzić.
-Coś za jeden?-Wyszeptałem. -Gdzie ja jestem?
Jeździec już zaczął ściągać maskę, gdy sen zaczął się rozmazywać, a całe moje ciało ogarnął okropny i palący ból.'

Kiedy się obudziłem, poczułem palący ból.
Rozchodził się po całym ciele wzdłuż kręgosłupa. Pomimo iż miałem zamknięte oczy czułem jak łzy spływają mi po twarzy.
Powoli otworzyłem oczy, rozglądając się dokoła.
Nie wiedziałem, co się dzieje, i gdzie jestem.
W jednej sekundzie ogarnęło mnie przerażenie. Zacząłem szybciej oddychać uświadamiając sobie, że w głowie mam pustkę.
Jedynie jakieś pojedyncze szczegóły.
Przełknąłem ślinę czując okropną suchość w gardle. Spróbowałem się trochę podnieść. Skończyło to się moim głośnym jękiem bólu i upadku na tyłek.
'Niech to'.
Zamknąłem oczy opierając głowę o kamienną ścianę, starając się uspokoić oddech i ustalić jakieś szczegóły.
Wytężyłem swoje wszystkie zmysły, i wtedy pojawił się obraz.
Były na nim dwie postacie:
Czarny jak noc smok, o zielonych oczach oraz piękna blond włosa dziewczyna o oczach jak ocean.
-Szczerbatek-wydusiłem raptownie otwierając oczy.
-Ktoś tu się obudził-dobiegł mnie chrapowaty głos, do celi podszedł wysoki, potężnej budowy Wiking. Miał on brązowe włosy i tego samego koloru brodę, a i nie zapominajmy o brzydkiej jak nie wiem twarzy.-Nasz Czkawkuś.
-Kim jesteś i Czego chcesz?
-Zemsty Oczywiście.
-Na, kim?
-Na twoim ojcu...To chyba oczywiste-zmarszczyłem brwi, szeptając:
-Na moim ojcu?
-Mam układ...Albo będziesz z nami współpracował.
-Albo?
-Czkawka Haddock zginie, na pewno twój tatuś będzie z tego powodu cierpiał.
-Ta...Nie sądzę-sam nie wiem, czemu to powiedziałem. Miałem dziwne przeczucie, że mój ojciec nie wziąłby do siebie mojej straty.-A teraz gadaj gdzie jest mój smok.
-Chłoptaś chce do swojego smoczka...No to niech będzie.
***
Byłem prowadzony przez dwóch dobrze zbudowanych wikingów. Ciągle mnie popychali i popędzali.
Nie powiem kilka nie miłych słów cisnęło mi się na usta i powiedziałbym to gdyby nie to, że martwiłem się o swojego przyjaciela. W końcu zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami. Jeden poszedł je otworzyć, po czym uśmiechnął się do mnie chytrze i powiedział:
-Tylko się nie rozpłacz.
Wepchnęli mnie do środka a ja poczułem jak serce mi na chwile staje.
Podbiegłem do Szczerbatka, padając koło niego na kolanach.
-Mordko-wyszeptałem. Nie zareagował.-Szczerbuś...Mordko ej...Obudź się.
Usłyszałem za sobą, odgłos zamykanych drzwi. Obejrzałem się, zostawili mnie samego z Szczerbatkiem.
'To dość nieostrożne, ale jak tam uważają'.
 Przytuliłem się do smoka mocno zaciskając powieki.
Ból, jaki czułem po obudzeniu był o lepszy i delikatniejszy niż ten, który czułem teraz. Ten, który czułem teraz był wszędzie.
 Wprawia moje myśli w same negatywne scenariusze, sprawiając, że zapominam, co to znaczy być szczęśliwym
-Nie zostawiaj mnie. Mam tylko ciebie-kilka łez spłynęło z moich policzków na smoka.
Nie wiem, co oni mu zrobili, ale niech wiedzą, że jeśli Szczerbatek się nie obudzi to ich zniszczę. I dotrzymam słowa. 

Nie wiem ile tak leżałem przytulony do Szczerbatka. Czas stracił dla mnie znaczenie, ważne było to, że jestem przy Szczerbatku. Owszem słyszałem od czasu do czasu jakiś cichy pomruk z jego strony, co oznaczało, że żyje, ale nie mogłem się doczekać momentu, gdy otworzy oczy.
Więc kiedy poczułem, że szczerbatek się poruszył odsunąłem się od niego by po chwili ujrzeć jak otwiera swoje oczy.
Zaśmiałem się przytulając do niego.
Łzy szczęścia spływały mi po twarzy.
-Cześć Przyjacielu-wyszeptałem. Szczerbatek wywalił język, przez co wybuchłem śmiechem-Tęskniłem.
Smok swoją mordką, podniósł moją rękę. Przytuliłem się do niego-Wydostaniemy się. Obiecuje.
Astrid:
Stałam na klifie wpatrując się w horyzont, czekając na Czkawkę.
Powinien już dawno temu wrócić. Minął Miesiąc, a po nim ani śladu. Ja wiem, powinnam już dopuścić do siebie myśl, że on nie wróci, ale nie potrafiłam. Nadal miałam nadzieję, że zobaczę go wraz z Szczerbatkiem. 
Może i nigdy nie byłam za blisko z Czkawką, jednak dopiero teraz zauważyłam, że przywykłam już do widoku włóczącego się Czkawki po wiosce.
Pomimo iż się do tego nie przyznawałam znaczył coś dla mnie i zawsze mu dobrze życzyłam.
Nawet wtedy, gdy dowiedziałam się o Nocnej Furii. No na początku myślałam, żeby powiedzieć Stoikowi, ale potem stwierdziłam, że tego nie zrobię.
Że Czkawka sam to załatwi.

-Astrid-Usłyszałam przepełniony troską głos Szpadki. Położyła rękę na moim ramieniu.
-Powinien wrócić już dawno temu.-Nie odrywałam wzroku od oceanu.
-Właśnie po to tu przyszłam. Wszyscy mają się zjawić w twierdzy-westchnęłam smutno, idąc za nią ze spuszczoną głową. Nie chciałam by widziała, że w moich oczach lśnią łzy.-Stoik wrócił od Łupieżców.-Spojrzałam na nią. -Chodź.

Wpadłam do twierdzy jak torpeda. Przerwałam akurat, kawałek jakieś rozmowy, którą prowadził ojciec Smarka. 
Przepchałam się przez tłum ludzi by po chwili znaleźć się przy Wodzu naszego plemienia. 
Wystarczyło jedno jego spojrzenie bym wszystko zrozumiała. Nie musiał mówić nic. Czkawki tam nie było.
-To nie możliwe.-Szepnęłam. Jednak, co innego mogłoby znaczyć to przepełnione bólem i smutkiem spojrzenie Stoika. Nigdy, w jego oczach nie widać było łez...Nigdy aż do teraz.
-Musimy ustalić atak na smocze leże-kontynuował Sączyślin-Coraz więcej się ich tu zlatuje.
-Nie Sączyślinie. Nie będzie żadnego ataku-odezwał się wódz.
-Stoik ja wiem, co czujesz..
-Och doprawdy? Straciłeś niegdyś ukochaną a teraz także jedynego syna.-Sączyślin spuścił głowę.-Teraz najważniejsze jest dla mnie odnalezienie mojego syna. Nie jakieś smoki.
-No, ale skoro nie było go u Łupieżców to gdzie?
-Nie wiem, ale czuje, że oni wywiozą go gdzieś poza granice archipelagu.
-Stoik przykro mi to mówić, ale on już najprawdopodobniej nie żyje-wtrącił Sączyślin. Stoik spojrzał na gniewnym spojrzeniem.
-Czkawka na pewno żyje-odezwał się Sączysmark-Ma w końcu Nocną Furię przy sobie.
-Synu nie wtrącaj się-upomniał go Sączyślin-Stoik przypomnę ci, że naszym celem życiowym jest zabijanie smoków a nie zabawa z nimi jak to zrobił twój syn. Dobrze, że go porwali...Bo i tak musiałbyś go wygnać.
-Jak śmiesz, ty kupo łajna-odezwał się Pyskacz.-On był najdzielniejszy z nas wszystkich.

-Spokojnie Pyskaczu, powiedziałem, że odnajdę go i to zrobię. A odnalezieniem smoczego leża zajmiemy się, kiedy indziej.

Przepraszam za błędy i za powtórzenia.


czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 5

Czkawka:
Prawda, zawsze wychodzi na jaw. Nie ważne, jak dobre było by kłamstwo, i tak wszystko się wyda, i konsekwencje mogą być okropne i nie odwracalne.
Zawsze w tych chwilach myślimy sobie, dlaczego się nie przyznałem, czemu okłamywałem?
Tylko prawda jest taka, że zazwyczaj kłamiąc chcemy ochronić tą drugą osobę. Wtedy kłamstwo wydaje nam się jedynym rozwiązaniem.
Tak było w moim przypadku. 
Nie chciałem zranić taty, ja naprawdę chciałem mu powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Każdej nocy zastanawiałem się jak to mu wytłumaczę. Myślałem nad listem, ale każda opcja wydawała się nieodpowiednią. I tak to przekładałem.
I teraz mogę stracić wszystko.
-To było za piękne-wtrącił, kiedy weszliśmy do twierdzy.
-Ja wiem, zawiodłem cię, ale naprawdę chciałem powiedzieć ci prawdę, ale nigdy nie wiedziałem jak.
-Nie wiedziałeś jak? No nie dziwię, się. Co ci wpadło do głowy...Wolisz smoka, od własnego plemienia. I jeszcze go tłumaczysz.
-Tato, on nie jest groźny.
-To jest demon! On morduje z zimną krwią.
-My również.-Wtrąciłem-I nasze obie rasy robią to z tego samego powodu. By się bronić.
-Nie chce tego słuchać! Jak ty możesz jeszcze je bronić? To przez nie, nie masz matki!-Wykrzyknął, a we mnie ostatnie zdanie uderzyło z podwójną mocą.-One ją porwały i najprawdopodobniej zabiły. Była niewinna!

-Tato.

-Masz wybrać. Albo ten smok albo ja i wioska-pokręciłem głową, starając się znaleźć odpowiednie słowa.
-Nie każ mi wybierać. Możesz mnie zamknąć w lochu...I torturować, ale nie każ wybierać. Nie mogę pozwolić by coś się stało Szczerbatkowi, ale...
-Czyli wybrałeś. Nie wierzę...Wolisz smoka od ojca. Nie chce cię widzieć.
-To nie tak...Tato, chociaż raz w życiu wysłuchaj, co chce ci powiedzieć!
-Nie chce tego słuchać. Zdradziłeś całą wioskę dla bestii. Nie jesteś i nigdy nie byłeś prawdziwym wikingiem...
-Tato.
-Nie zwracaj się tak do mnie....Ja już nie mam syna.
Zamknął za sobą drzwi zostawiając mnie samego i zrozpaczonego. 
-Ja naprawdę przepraszam-wyszeptałem opierając się o ścianę, zsunąłem się po niej, po czym siedziałem tak. Nie przejmując się ludźmi, którzy zaczęli tu przychodzić i mi się przyglądać.
-Zawsze był dziwolągiem, ale teraz-usłyszałem głos Sączysmarka, który urwał widząc, że się na niego patrzę-Też mi pomysł. Wytresować smoka-prychnął idąc dalej.
***
Samotność.
Tak naprawdę przez całe życie przy najmniej kilka razy ją odczuwamy.
Najgorzej jest jednak, ją odczuwać będąc w tłumie ludzi.

Niby przy tobie są a tak naprawdę jesteś sam, ze swoimi problemami i uczuciami.
Stałem na klifie i przyglądałem się lśniącej w blasku słońca tafli wody.
Miesiąc, tyle trzymają zamkniętego Szczerbatka. Najgorszej jest to, że ja nawet nie mogę się do niego zbliżyć.
-Przykro mi-usłyszałem za sobą współczujący głos Astrid.
-Przeze mnie cierpi. Może jakbym go zabił...
-Czemu, więc tego nie zrobiłeś?
-Bo patrząc na niego widziałem samego siebie. Widziałem jak się poddawał, tak jak ja...Zawsze byliśmy inni...
-Jedyni w swoim rodzaju.
-Jasne, raczej do kitu, według mojego ojca-spuściłem głowę wypuszczając powietrze-A raczej wodza.
-Nadal się wkurza.
-On się mnie wyrzekł Astrid...Ignoruje mnie. Tak jakby mnie tu w ogóle nie było.
-Przejdzie mu.
-To jest Stoik Ważki...On nigdy nie odpuszcza-Astrid westchnęła, po czym położyła rękę na moim ramieniu-Pamiętaj, że masz mnie.
Zrobiło mi się cieplej na sercu, moje kąciki mimowolnie uniosły się nieco do góry.
-Dziękuje.

Minęła już północ a ja nadal byłem w tym samym miejscu. Nie chciałem wracać do domu, nie po to by od czasu do czasu widzieć rzucane przez mojego ojca gniewne spojrzenia.
Siedziałem, więc na klifie wpatrując się w gwiazdy, zastanawiając się czy kiedyś zrobię coś, przez co on mnie pokocha.
I zrozumie, że się staram.
'Mamo, gdybyś tu była...'
' Smoki ją porwały!'
Westchnąłem smutno, spoglądając na ocean.
Coś w pewnym momencie przyciągnęło moją uwagę, były to statki. Było ich z dziesięć, a z tego, co udało mi się ustalić należały do Łupieżców.
Szybko się zerwałem biegnąć ile sił w nogach do mojego rodzinnego domu. Niestety nie zastałem tam ojca.
'Twierdza'.
Wbiegłem po schodach na górę, wpadając do twierdzy jak szalony. Wszystkie osoby, które tam były spojrzały na mnie, wśród nich był mój ojciec.
-Tato.
-Nie odzywaj się do mnie, i wyjdź. 
-Ale daj mi coś powiedzieć.
-Nie.
-Posłuchaj mnie do cholery!-Warknąłem. Patrzył na mnie gniewnie, ale nic nie mówił-Łupieżcy, widziałem ich statki. Płyną na Berk!
-Albrecht!-Warknął mój ojciec-Trzeba wszystkich obudzić.
-Ile ich było?-Zapytał pyskacz.
-Z dziesięć-powiedziałem.-I są naprawdę blisko.
-Stoik zanim my się przygotujemy oni mogą nas zniszczyć-wtrącił Sączyślin.
-Nie muszą-oświadczyłem niepewnie-Tato, ja wiem, ze to jest szaleństwo i w ogóle, ale zaufaj mi. Odciągnę ich uwagę.
-Niby jak.
-Potrzebuje dostać się do Szczerbatka-Tato patrzył na mnie nieznanym mi spojrzeniem, po czym zwrócił się do jednego z wikingów-Zaprowadź go tam.
-Dziękuje. Nie zawiodę cię tym razem.
Astrid:
Obudził mnie krzyki, i rogi.
Zerwałam się jak oparzona, gdy do pokoju wpadła matka i powiedziała, mi, że Łupieżcy nadciągają.
Przeklęty Albrecht postanowił wziąść nas z zaskoczenia z myślą, ze mu się uda.
Najbardziej się obawiałam właśnie tego, że uda mu się. Bo niby jak mamy tak szybko się przygotować.
Wybiegłam na zewnątrz, wpadając na grupę Sączysmarka.
-Łupieżcy...
-Wiem. Musimy znaleźć Czkawkę.
-Nie musimy-mruknęła Szpadka.
-Właśnie, że musimy-warknęłam, nadal nic sobie nie robiąc pokręciła głową i powiedziała:
-To on znalazł nas.
Zmarszczyłam brwi, kiedy usłyszałam odgłos wydany przez Nocną Furię. Odwróciłam się, wtedy na ziemi wylądował Czkawka ze Szczerbatkiem. Moi towarzysze nadal stali na boku, ja tymczasem podbiegłam do niego:
-Co zamierzasz?
-Odciągnę ich uwagę ze Szczerbatkiem. Pójdziemy na pierwszy atak-chciałam się wtrącić, ale nie pozwolił mi na to-Inaczej będzie po Berk.
-Pozwól mi lecieć ze sobą.
-Nie, ale  jak nie wrócę...
-Wrócisz rozumiesz-powiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu.
Przyciągnęłam go do siebie dając krótkiego całusa w usta. Słyszałam jak moi przyjaciele za mną wciągają powietrze. Wtedy jednak nic poza chłopakiem, którego całowałam mnie nie interesowało. Wchłaniałam jego zapach, i uczucie tego, że on tu jeszcze jest.
Odsunęłam się od Czkawki, patrząc w jego śliczne zielone niczym trawa oczy.-Uważajcie na siebie.
 Szczerbatek podbiegł do Czkawki.
-Musimy lecieć.
-Czkawka-odezwał się Sączysmark, chłopak na niego spojrzał-Wybacz, za wszystko.
-Okey, nie mam wam za nic złe.
-Obronimy Berk-dodał Śledzik. Czkawka uśmiechnął się, po czym ostatni raz na mnie spojrzał i odleciał.
-Wróć do mnie-szepnęłam, patrząc jak leci w kierunku okrętów łupieżców.
-Jest mega odważny...Fajnie było by tak latać, co nie...Na smokach-uśmiechnęłam się szeroko do Mieczyka.
-Jesteś geniuszem-wszyscy wydawali się zaskoczeni moim postrzeżeniem.-Możemy mu pomóc...Zabierzemy smoki z Areny.
-Tyś oszalała-pokręciłam głową.-Jak je mamy wytresować, co?
-Normalnie.

Czkawka:
-Jesteś gotowy?-Spytałem Szczerbatka, gdy zbliżaliśmy się do łodzi.-I teraz-Szczerbatek strzelił w jeden statek plazmą, przez co ten wybuchł. Nie powiem udało się, nagle wszyscy, którzy byli na statkach zwrócili na nas uwagę.
-Albrecht!-Wykrzyknąłem ze złością widząc jego durny uśmieszek.
-A, kogo ja widzę, Czkawkuś.
-Radzę wam zawracać.
-A jeśli nie?
-Zapoznasz się bliżej z moim przyjacielem Szczerbatkiem-Albrecht spojrzał na mojego przyjaciela i uśmiech spełzł mu z twarzy. -Nie dostaniesz Berk. Nie dzisiaj!

Narrator:
Wszyscy czekali z napięciem. Plan Czkawki, powiódł się, łupieżcy zwrócili całą uwagę na niego i na smoka. Dało to im czas na przygotowanie się do ataku.
Stoik nie umiał wytrzymać, Albrecht perfidnie wykorzystał ich uwagę i by zdobył Berk gdyby nie jego syn.
Syn, którego się wyrzekł.
Wódz westchnął ciężko, zwracając tym na siebie uwagę swojego przyjaciela Pyskacza.
-Stoik, w porządku?
-Myślę, ze za surowo potraktowałem Czkawkę.
-No wiesz to był szok, ale przesadziłeś nieco z tym, że nie jest twoim synem.
-Nie chciałem tego powiedzieć...Ale byłem wściekły.
Pyskacz położył rękę na ramieniu przyjaciela.
-Jak wygramy z łupieżcami pogadasz z nim. Na pewno ci wybaczy.


Wtedy jeszcze niestety Stoik nie wiedział, że minie wiele lat za nim odzyska syna.

* Przepraszam za błędy

Rozdział 4

Czasami w życiu zdarzają się takie momenty ze nawet osoby uznawane za nieustraszone wpadają w panikę.

Dajmy taką Astrid nigdy nie okazała lęku. Zawsze twarda i zadziorna a teraz wpatrywała się w mojego najlepszego przyjaciela ze strachem.
-Czy...Czy to Nocna Furia?-Wydukała.
-Tak w samej osobie-podszedłem do Szczerbatka.
Ten swoją mordką szturchnął moja rękę. Nagle z zdenerwowanego stał się potulny jak baranek.
Głaskałem smoka z uśmiechem czując na sobie spojrzenie Astrid.
-Co to... Ma być?!-Zapytała z gniewem nadal patrząc na nas zaskoczona.
-Dzisiaj wtrąciłem temat...
-Wytresowania smoka-dokończyła piorunując mnie wzrokiem.
Pokiwałem głową, po czym wziąłem jeden wielki wdech i oświadczyłem:
-Astrid ja wytresowałem smoka.
-Powaliło Cię do reszty. One nie mają serca. To mordercy!
-A my to niby nie?-Stanąłem w obronie mojego przyjaciela-One się tylko bronią.
-Nie wierzę...Jak Stoik się dowie...
-To mnie znienawidzi całkowicie. Wiem jestem tego świadomy-odwróciłem się do niej plecami-No idź i powiedz wszystkim.
-To, dlatego zrobiłeś się taki dobry? Spędzając z nim czas?
-Szczerbatek wiele mnie nauczył. Pokazał ze nic tak naprawdę  nie wiemy o smokach...Że to, co nas o nich uczą to nieprawda.
-Całkiem poszalałeś. Chociaż z drugiej strony to nie głupi pomysł-spojrzałem na nią zaskoczony-No pomyśl, jak odkryjemy ich słabe strony łatwiej będzie je zabić.
-Nie! Oszalałaś! Nigdy wam...jak mogłaś tak pomyśleć-powiedziałem, czując narastający we mnie gniew.
-Czkawka, jesteśmy wikingami. Czyli jedną wielką rodziną.
-Tak? To gdzie była ta moja niby wielka rodzina przez ostatnie piętnaście lat? Upokarzaliście mnie, uważaliście za ofermę...Rodzina. Jeśli kogoś mam nazwać rodziną to Szczerbatka. Przez ten krótki czas stał mi się bliższy, niż cała wioska.
-Nie wierze. Wolisz tą bestię od nas.
-To nie jest bestia. To niesamowite stworzenie.
-Nie przekonasz mnie-powiedziała hardo.
-Astrid wiesz, jakie to niesamowite uczucie latać w przestworzach? 
-Nie, nie wiem.
-No to chodź. Pokaże ci, jakie to niesamowite. Proszę, chociaż pozwól mi to pokazać.
-Nie zaufam ci po tym jak dowiedziałam się ze wolisz smoka od ojca.
-Ojca? Raczej wodza...Bo Nie odczuwam jakoś jego miłości. A Szczerbatek się o mnie troszczy tak jak ja o niego.
-Czkawka czy ty się słyszysz?-Popchnęła mnie Szczerbatek od razu wysunął żeby i zaczął warczeć na dziewczynę.-Widzisz, nie można mu ufać!
-On chcę mnie tylko chronić.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, kiedy rozbrzmiały rogi.
'Ojciec wrócił '
-On zagraża nam wszystkim.
-On nikogo nie skrzywdzi. Mogę poręczyć za niego własnym życiem!
Astrid warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i pobiegł w stronę powrotną do wioski. Smok wtulił się w moją dłoń dając znać ze jest przy mnie.
-Dziękuję ze, chociaż ty mnie rozumiesz.
***
Cała noc spędziłem na wspólnym lataniu ze Szczerbatkiem. Czułem za to może być nasze ostatnie wspólne latanie.
-Jak Astrid powie tacie będziemy musieli się....Nie będziemy mogli się widywać-powiedziałem z ciężkim sercem, gdy wróciliśmy do zatoczki.-Dla Twojego dobra. Smok spojrzał na mnie smutno-Nie patrz na mnie tak mordko...Przepraszam, że wtedy Cię złapałem. To przeze mnie nie możesz latać. Byłbyś teraz wolny. Ja ci to zabrałem-oświadczyłem czując łzy napływające do oczu. Usiadłem otulając nogi ramionami. Szczerbatek położył się koło mnie.-Przepraszam...Przepraszam ze Cię tak narażam przyjacielu.
Smok wydał smutny odgłos kładąc mi głowę na kolanach. Głaskałem go rozmyślając nad tym, co będzie jutro.-Spróbuję stworzyć dla Ciebie ogon, dzięki któremu sam będziesz mógł latać, ale na razie musisz się ukrywać. Wybłagam Astrid by dała mi czas.
'Miejmy nadzieję ze w ogóle go jeszcze mam.'-Przeszło mi przez myśl
-No nic pora wracać. Wydał smutny pomruk, gdy ściągnąłem mu siodło. Przytuliłem je do siebie, powstrzymując łzy. -Zobaczymy się...Kiedyś... Mam nadzieję.
***
-Czkawką musimy porozmawiać-usłyszałem ty tylko przekroczyłem próg domu.
-Domyślam się
-Pyskacz Cię pochwalił-zmarszczyłem brwi-Podobno zacząłeś sobie radzić na ringu.
-Ta...Nic takiego.
-Nic takiego? Synu...Cała wioska jest taka dumna. Nawet nie wiesz jak mi ułożyło. Wreszcie jesteś jednym z nas.
Nie wiem, czemu to mnie tak zabolało. Przecież powinienem się domyślić, że prędzej uważał, że nie byłem wikingiem a jakąś kaleką. Mimo wszystko musiałem zadać to pytanie:
-Czyli prędzej nie byłem?
-Czkawką nie łap mnie za słówka po prostu teraz stajesz się mężczyzna.
-Super...Hura Tak się cieszę ze nie wiem.
-Jakiś nie Mrawy jesteś. Źle się czujesz czy co?
-Jestem zmęczony...Pogadamy jutro?
-Jasne. I dziękuję ze dotrzymałeś danego mi słowa.
Z tymi słowami udałem się na górę czując się jeszcze sto razy gorzej.
Usiadłem na łóżku zastanawiając się, co robi teraz mój przyjaciel.
‘, Dlaczego wszystko musi być takie skomplikowane'.
Przyciągnąłem do siebie nogi, kładąc na nich głowę i wpatrując się w jeden punkt.
****
-Dziękuje.
Kiedy następnego dnia przed szkoleniem zauważyłem Astrid nie umiałem powstrzymać tego jednego wyrazu. Nie powiedziała mojemu ojcu.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Dałam ci po prostu czas.
-To dla mnie wiele znaczy...Nie będę się z nim widywać. 
-Czkawka, on jest zagrożeniem.
Spuściłem głowę, czując jedną samotną łzę.
-Nie Astrid on jest moim jedynym przyjacielem.
Blondynka westchnęła i nim się zorientowałem przytuliła mnie do siebie. Wydawałem się naprawdę zaskoczony. Mimo wszystko wtuliłem się w jej blond włosy-Na nim zawsze mogłem polegać.
-Aż tak bardzo ci na nim zależy?
-Tak.
-W takim razie...Boże nie wierze, że to mówię, ale Szczerbatek to będzie nasza tajemnica-odsunąłem się od niej patrząc na nią z wdzięcznością.
-Serio?-Pokiwała głową.-Dziękuje Astrid.
-Ale nie maż się, jak Sączysmark by to zobaczył-zaśmiałem się.
-Tu jesteście-dobiegł mnie głos mojego ojca. Podszedł do nas i oświadczył:
-Życzę wam powodzenia.
-Dziękuje wodzu-powiedziała nieśmiało Astrid.
-Tak dziękujemy.

Kilka dni później:

Astrid nie powiedziała nic mojemu ojcu, wręcz postanowiła poznać Szczerbatka.
Niestety wtedy nie wiedzieliśmy, że ktoś nas śledzi, a tym kimś był nikt inny jak Sączysmark.

Siedziałem u siebie w pokoju. Tato gdzieś wybył, a mi kazał tu zostać. Nie powiem Nudziło mi się jak cholera.

Siedząc tak zastanawiałem się nad tym, co wydarzyło się wczoraj...A dokładniej mój wspólny lot z Astrid na szczerbatku.
- Jest niesamowity-powiedziała głaszcząc mojego przyjaciela, gdy wylądowaliśmy na jakieś wyspie.
-No wiem.
Szczerbatek wydawał się być zachwycony, tym, że ciągle zwracamy na niego uwagę. 
W pewnym momencie wywalił swój jęzor na wierzch wywołując u mnie i Astrid napad śmiechu.
-Jak się poznaliście?-Spytała blondwłosa, przytulając się do smoka.
-Pamiętasz jak powiedziałem, że złapałem nocną Furię?

-Hym...Ale ten pierwszy raz, a może drugi, albo trzeci-roześmiała się, a ja przewróciłem oczami-Tak pamiętam.

-No to po całej tej sytuacji, sam wybrałem się na poszukiwanie go no i znalazłem.
Na początku myślałem, że dam radę. No wiesz go...-Skinęła głową, rozumiejąc, o co mi chodzi-To się jednak okazało, dla mnie zbyt trudne.
Astrid nie powiedziała na to nic więcej, po prostu bawiła się Szczerbatkiem, który bardzo ją polubił.
-Co Mordko, lubisz takie zainteresowanie swoją osobą-Szczerbatek wskoczył na mnie liżąc swoim jęzorem.-Mordko...Przestań.
Astrid śmiała się jak niemądra, patrząc na nas i kręcąc głową. Po czym spoważniała patrząc na horyzont-Pora wracać.
-Niestety."

-Czkawka!-Potrząsnąłem głową, Do mojego pokoju wpadła zdyszana Astrid.
-As, co się dzieje?
-Szczerbatek...Oni go znaleźli.
Zerwałem się, wyminąłem ją i zacząłem zbiegać po schodach na dół.
-Ale, kto?
-Twój ojciec-moje serce na chwile się zatrzymało.-Sączysmark widział jak kierowaliśmy się w tamtą stronę, i...
-Jak wsiadaliśmy na Szczerbatka. Jestem debilem.
-Spokojnie.
-Jak oni go skrzywdzą...Nie wybaczę sobie.

Pierwszy raz w życiu droga mi się cholernie dłużyła. Kiedy przybyliśmy na miejsce myślałem, że minęły cztery dni.
Dlaczego gdy gdzieś się śpieszymy, wydaje nam się, że czas ciągnie się niemiłosiernie.
No, ale wracając, kiedy przybyliśmy na miejsce widziałem prawie całą wioskę na miejscu. Przepychałem się do przodu, kiedy zauważyłem mojego przyjaciela. Obserwował wikingów, ale nic nie robił.
-Czkawka, wracaj do domu!-Rozkazał ojciec patrząc na mnie.
-Nigdzie nie wracam-wybiegłem, po czym podbiegłem do Szczerbatka. Słyszałem za sobą szepty, ale miałem je gdzieś. Kiedy stanąłem przy jego boku,  smok od razu zrobił się spokojniejszy-Wybacz.
-Czkawka, odsuń się od niego!
-Tato, ja przepraszam.
-Mieliśmy umowę.
-Ja wiem. Ale to było za nim...-Urwałem-To nie jest takie łatwe.
-On do reszty oszalał. Widziałem jak na nim lata-wtrącił Sączysmark. Ludzie wciągnęli powietrze, a mój ojciec spojrzał na mnie morderczym spojrzeniem.
- Za to, co zrobiłeś powinienem....
-Co powinieneś? Wywalić mnie z wioski? Dobrze, zrób to, ale nie krzywdź Szczerbatka.
-To o tą bestię się martwisz? Smoki mordują setki naszych!
-A my mordujemy ich tysiące!-Wrzasnąłem-A one nie mają wyboru, muszą kraść nam pożywienie...Wiem, co mówię.
-Zabrać go.
-Nie!

Starałem się im wyrwać, ale nie miałem z nimi szans. Nie umiałem patrzeć na to, jak skuwają Szczerbatka. Wyrywałem się i wrzeszczałem, ale to było na nic.

-Na razie zamknijcie go w klatkach z resztą smoków-rozkazał, po czym spojrzał na mnie-A my musimy porozmawiać!



środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział 3


Patrzyłem na smoka i obiecałem sobie ze się nie poddam. Że poznam go bliżej
Zrozumiem, dlaczego taki jest i co nim kieruje.
Wiem większość uznałaby mnie teraz za świra.
Sam bym się nim nazwał, ale widocznie szaleństwo całkiem uderzyło mi do głowy, bo gdy zobaczyłem, że on się do mnie uśmiechnął zapragnęłam zrobić wszystko by on mi zaufał.

Tak, więc kiedy on sobie spokojnie leżał ja po cichu przeszedłem na drugą stronę i usiadłem kawałek dalej od niego po turecku.

Wtedy Szczerbatek, bo tak go nazwałem spojrzał na mnie i wyglądał na zirytowanego, bo zasłonił się jedna częścią lotki w ogonie. Ja tymczasem zacząłem się do niego zbliżać chcąc dotknąć ogona, lecz Szczerbatek musiał domyślić się, co mi chodzi po głowie, bo spojrzał na mnie a ja wstałem odchodząc od niego.
Po niemalże pół godziny siedzenia na kamieniu i użalania się nad sobą, że  nawet smok nie chcę mnie polubić wziąłem patyk i zacząłem  rysować.
I właśnie nadchodzi moment, gdy Szczerbatek ukazał swoją duszę artysty.
Dlaczego?
Smok podszedł do mnie. Zesztywniałem, lecz nie przestawałem rysować, pomimo iż mordka nadal się temu przypatrywała.
Kiedy zerwał się i poszedł. Obejrzałem się za siebie widząc jak smok wyrywa konar, po czym przychodzi do mnie i trzymając drzewo w pyszczku zaczyna rysować jakieś  szlaczki.
Byłem w szoku przypatrywałem się temu czując jak serce bije mi jak szalone a uśmiech ciśnie się na usta.
O tym nie pisali w księdze smoków.
Kiedy Szczerbatek zadowolony skończył skinął głową ja tymczasem wstałem i zastanawiałem się jak wyjść. Niechcący noga dotknąłem linii. Wtedy zawarczał.

Chwilę to podrażnień, po czym posyłając mu uśmiech postawiłem nogę dalej od linii. I tak przez kilka chwil starałem się nie nadepnąć Na linię by pokaż smoku ze liczę się jego zdaniem.
Kiedy w końcu mi się udało poczułem ciepłe powietrze na karku
.Czując gęsią skórkę na rękach powoli odwróciłem się jego kierunku.
Szczerbatek wpatrywał się we mnie z nieznanym mi wcześniej uczuciem. Wyczekiwał.
'Tylko nie panikuj Czkawka'
Wyciągnąłem rękę w jego kierunku ponownie zawarczał.

Zrobię to!
Ufam mu...Nie wiem, czemu ale wiem, że on mnie nie skrzywdzi.
W jednej sekundzie zaufałem mu bardziej niż własnemu ojcu. Miałem gdzieś czy mnie zabije czy nie. Chciałem po prostu zdobyć zaufanie tej niezwykłej istoty.
O odwróciłem głowę w bok powoli wyciągając rękę w jego kierunku. I czekałem. Smok przez chwilę się wahał, gdy po chwili poczułem pod palcami skórę smoka.
Wypuściłem powietrze czując jak serce mi bije.
'Niedo wiary. On mi zaufał!'.
 Odwróciłem głowę w jego stronę i popatrzyłem na niego.
Zaufał mi. Uwierzył we mnie.
W tej sekundzie czułem się niesamowicie. Zewsząd otaczało mnie uczucie szczęścia, spełnienia i niedowierzania.
I pomimo iż smok po chwili parsknął i uciekł ja poczułem ze właśnie zacząłem Nowy rozdział w życiu. A bredzi mi tam towarzyszył Szczerbatek.
Już nie będę sam...Wiem, że jest ktoś to mi zaufa.
***
Cała noc myślałem nad tym, co się stało zatoce.
Między mną a Szczerbakiem nawiązała się jakąś nic porozumienia. Ja zaufałem jemu bezgranicznie ze mnie nie skrzywdzi A on zaufał mi. Pomimo iż kilka dni wcześniej próbowałem go zabić.
Kiedy nadszedł świt byłem kompletnie nie wyspa by jednak nie było wyboru. Musiałem wstawić się na smoczy szkoleniu.
Jednak pocieszałem się myślą ze po tym pójdę odwiedzić Szczerbatka.
-Czkawka uważaj-rozbudzić mnie głos Pyskacza. Potrząsnąłem głową widząc wpatrującego się we mnie Śmiertnika Zębacza.
Patrzył...Nic nie robił.
Uśmiechnąłem się do niego wtedy Astrid rzuciła w smoka top krem rozwścieczając to, przez co znowu zaczął szaleć.
-Co ty wyprawiasz, co? Myślisz ze to jest zabawa?!
-Astrid szkoda nerwów-wtrąciła się szpadka-on jest gorszy od Mieczyka.
-Dokładnie-poparł to Mieczyk-Chwila coś ty powiedziała.
-Debil.
-Kretynka.
'No i wracamy do normy'
-Na dziś to koniec-wtrącił Pyskacz zamykając smoka. Podszedł do mnie-Nie wiem czy życie stało ci się nie miłe, ale jeśli nie to nie stój jak słup.
-On mi nic nie zrobił.
-Czkawka, smok nie przegrali żadnej okazji żeby nas zabić.
'W takim razie, dlaczego ja jeszcze żyje?'
***

Mogę powiedzieć jedno, jak mój ojciec dowie się o moim drugim życiu to będę martwy.

Od dwóch miesięcy spędzam czas na zabawie z Szczerbakiem, nad wspólnym lataniem i na zwiedzaniu.
Od momentu, kiedy po raz pierwszy polecieliśmy minęły trzy tygodnie, od tego czasu idzie nam już o wiele lepiej.
Czy coś się jeszcze zmieniło? Tak, dzięki szczerbakowi coraz lepiej znam zwyczaje smoków no i co wiąże się to z tym, że zacząłem sobie naprawdę radzić na szkoleniu. Wszyscy są w szoku.
Patrzą na mnie z niedowierzaniem jakby chcieli powiedzieć
' Odynie, kto podmienił Czkawkę?'
'Czy to naprawdę on?'
Nie powiem z jednej strony mnie cieszy, że ludzie nie postrzegają mnie już, jako totalną ofermę, jednak ta ich sztuczność niezbyt mnie przekonuje.
-Ej Czkawka-podbiegł do mnie Sączysmark z bliźniakami i Śledzikiem. Astrid stała z boku i mordowała mnie wzrokiem.
-Byłeś świetny!-Powiedział Śledzik-Skąd potrafisz tyle sztuczek?
-Eee tak jakoś się je nauczyłem-powiedziałem nerwowo.
-Czyżby?-Wtrąciła Astrid nieprzyjemnym głosem podchodząc do mnie.
' O mamusiu, ona chce mnie chyba zabić'.
-Ta...więc. Może ja już pójdę.
-Dokąd?-Zapytała.
-Do Kuźni Pyskacza.
-O ile się nie mylę jest w inną stronę-Wszyscy patrzyli na mnie z zainteresowaniem. Czekali na to jak zareaguje, ja postanowiłem udawać, że jej pytania wcale mnie nie przerażają.
-No wiem, ale muszę pomyśleć. Nad dzisiejszym treningiem.
-Ej a może jak znajdziesz chwile to nauczysz mnie czegoś?-Spytał Śledzik.
-I mnie, świetnie poradziłeś sobie z Śmiertnikiem Zębaczem.
-Ta...Kiedyś...Pouczymy się...To Cześć-odwróciłem się, po czym najpierw szedłem powoli a gdy byłem na zakręcie jak szalony zacząłem biec w stronę kruczego urwiska rozglądając się czy aby na pewno nikt mnie nie śledzi.

Kiedy upewniłem się, że jestem 'bezpieczny' zwolniłem kroku i udałem się w stronę zatoki.
Kiedy już byłem na miejscu, zostałem powalony na ziemię, i widziałem duże zielone oczy wpatrujące się we mnie.
-Cześć mordko, tęskniłeś-jakby chcąc mnie upewnić liznął mnie swoim jęzorem po twarzy.-Szczerbatek, przestań...No już-Smok odsunął się ode mnie, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.-To jak lecimy?
Szczerbatek zaczął skakać z radości, przez co się zaśmiałem-No już, spokojnie, spokojnie.
Szybko wsiadłem na grzbiet mojego przyjaciela upewniając się, że wszystko dobrze pozapinałem, po czym Szczerbatek wystrzelił do góry. Zaczął robić beczkę, na co przewróciłem oczami.
' To niesamowite...Gdyby tato tylko wiedział, jakimi cudownymi stworzeniami są smoki'.
***
-Myśleliście kiedyś nad wytresowaniem smoka?-Zapytałem, kiedy siedzieliśmy w twierdzy.
Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczonym wzrokiem, po czym wybuchli śmiechem.
-Oj Czkawka, to było niezłe-wtrącił Mieczyk-Niezły żart.
Zaśmiałem się sztucznie dzióbiąc w jedzeniu.
-To chyba oczywiste, że nie da się wytresować smoka. One nie mają serca.-Mruknęła Szpadka.
-Siostra ty jesteś mądra, co się stało?

-A moją pięść chcesz zobaczyć?

-Czemu pytasz?-Spytała Astrid-Czyżbyś wpadł na jakiś pokręcony pomysł.
-Ja...Nie no tak sobie myślę-spuściłem głowę, patrząc na swoje jedzenie-No to widzimy się jutro, co nie?
-Gdzie idziesz?
-Położyć, się. Jestem zmęczony-ze spuszczoną głową, wyszedłem z twierdzy patrząc na gwiazdy.
Czy wikingowie nigdy nie zaakceptują smoków?
-Czemu nagle posmutniałeś?-Usłyszałem za sobą głos Astrid. Popatrzyłem na nią, nie odzywając się ani słowem-Zrobiłeś się jakiś taki cichy, gdy stwierdziliśmy, że nie da się wytresować smoka.
-Mogę ci zaufać?-Pokiwała głową Chodź za mną.
Astrid:
Nie miałam pojęcia, co Czkawka, znowu wymyślił. Owszem powiedziałam mu, że może mi zaufać, ale zrobiłam to specjalnie.
Już mam dość jego chwały, pora słodkiej zemsty.
Uśmiechałam się w duchu, przekonana, że nareszcie będę mogła poczuć się lepiej.
-Ale odłóż topór-polecił Czkawka.
-Niby, po co.
-Proszę, zaufaj mi-dość niechętnie odłożyłam topór, po czym ruszyłam dalej.-On...Nie przepada za bronią.
-On? Chwila, co my robimy przy zatoczce?-Spytałam rozglądając się. Nie za wiele widziałam i teraz zaczęłam obawiać się, że nie potrzebnie z nim poszłam.
-Astrid poznaj Szczerbatka.

-Kogo?-Zapytałam, po czym wyprostowałam się jak struna. Poczułam, że coś mnie obserwuje, coś, co było za mną.

Przełknęłam ślinę, po czym odwróciłam się by stanąć twarzą w twarz z Nocną Furią.


Przepraszam za błędy