czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 4

Czasami w życiu zdarzają się takie momenty ze nawet osoby uznawane za nieustraszone wpadają w panikę.

Dajmy taką Astrid nigdy nie okazała lęku. Zawsze twarda i zadziorna a teraz wpatrywała się w mojego najlepszego przyjaciela ze strachem.
-Czy...Czy to Nocna Furia?-Wydukała.
-Tak w samej osobie-podszedłem do Szczerbatka.
Ten swoją mordką szturchnął moja rękę. Nagle z zdenerwowanego stał się potulny jak baranek.
Głaskałem smoka z uśmiechem czując na sobie spojrzenie Astrid.
-Co to... Ma być?!-Zapytała z gniewem nadal patrząc na nas zaskoczona.
-Dzisiaj wtrąciłem temat...
-Wytresowania smoka-dokończyła piorunując mnie wzrokiem.
Pokiwałem głową, po czym wziąłem jeden wielki wdech i oświadczyłem:
-Astrid ja wytresowałem smoka.
-Powaliło Cię do reszty. One nie mają serca. To mordercy!
-A my to niby nie?-Stanąłem w obronie mojego przyjaciela-One się tylko bronią.
-Nie wierzę...Jak Stoik się dowie...
-To mnie znienawidzi całkowicie. Wiem jestem tego świadomy-odwróciłem się do niej plecami-No idź i powiedz wszystkim.
-To, dlatego zrobiłeś się taki dobry? Spędzając z nim czas?
-Szczerbatek wiele mnie nauczył. Pokazał ze nic tak naprawdę  nie wiemy o smokach...Że to, co nas o nich uczą to nieprawda.
-Całkiem poszalałeś. Chociaż z drugiej strony to nie głupi pomysł-spojrzałem na nią zaskoczony-No pomyśl, jak odkryjemy ich słabe strony łatwiej będzie je zabić.
-Nie! Oszalałaś! Nigdy wam...jak mogłaś tak pomyśleć-powiedziałem, czując narastający we mnie gniew.
-Czkawka, jesteśmy wikingami. Czyli jedną wielką rodziną.
-Tak? To gdzie była ta moja niby wielka rodzina przez ostatnie piętnaście lat? Upokarzaliście mnie, uważaliście za ofermę...Rodzina. Jeśli kogoś mam nazwać rodziną to Szczerbatka. Przez ten krótki czas stał mi się bliższy, niż cała wioska.
-Nie wierze. Wolisz tą bestię od nas.
-To nie jest bestia. To niesamowite stworzenie.
-Nie przekonasz mnie-powiedziała hardo.
-Astrid wiesz, jakie to niesamowite uczucie latać w przestworzach? 
-Nie, nie wiem.
-No to chodź. Pokaże ci, jakie to niesamowite. Proszę, chociaż pozwól mi to pokazać.
-Nie zaufam ci po tym jak dowiedziałam się ze wolisz smoka od ojca.
-Ojca? Raczej wodza...Bo Nie odczuwam jakoś jego miłości. A Szczerbatek się o mnie troszczy tak jak ja o niego.
-Czkawka czy ty się słyszysz?-Popchnęła mnie Szczerbatek od razu wysunął żeby i zaczął warczeć na dziewczynę.-Widzisz, nie można mu ufać!
-On chcę mnie tylko chronić.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, kiedy rozbrzmiały rogi.
'Ojciec wrócił '
-On zagraża nam wszystkim.
-On nikogo nie skrzywdzi. Mogę poręczyć za niego własnym życiem!
Astrid warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i pobiegł w stronę powrotną do wioski. Smok wtulił się w moją dłoń dając znać ze jest przy mnie.
-Dziękuję ze, chociaż ty mnie rozumiesz.
***
Cała noc spędziłem na wspólnym lataniu ze Szczerbatkiem. Czułem za to może być nasze ostatnie wspólne latanie.
-Jak Astrid powie tacie będziemy musieli się....Nie będziemy mogli się widywać-powiedziałem z ciężkim sercem, gdy wróciliśmy do zatoczki.-Dla Twojego dobra. Smok spojrzał na mnie smutno-Nie patrz na mnie tak mordko...Przepraszam, że wtedy Cię złapałem. To przeze mnie nie możesz latać. Byłbyś teraz wolny. Ja ci to zabrałem-oświadczyłem czując łzy napływające do oczu. Usiadłem otulając nogi ramionami. Szczerbatek położył się koło mnie.-Przepraszam...Przepraszam ze Cię tak narażam przyjacielu.
Smok wydał smutny odgłos kładąc mi głowę na kolanach. Głaskałem go rozmyślając nad tym, co będzie jutro.-Spróbuję stworzyć dla Ciebie ogon, dzięki któremu sam będziesz mógł latać, ale na razie musisz się ukrywać. Wybłagam Astrid by dała mi czas.
'Miejmy nadzieję ze w ogóle go jeszcze mam.'-Przeszło mi przez myśl
-No nic pora wracać. Wydał smutny pomruk, gdy ściągnąłem mu siodło. Przytuliłem je do siebie, powstrzymując łzy. -Zobaczymy się...Kiedyś... Mam nadzieję.
***
-Czkawką musimy porozmawiać-usłyszałem ty tylko przekroczyłem próg domu.
-Domyślam się
-Pyskacz Cię pochwalił-zmarszczyłem brwi-Podobno zacząłeś sobie radzić na ringu.
-Ta...Nic takiego.
-Nic takiego? Synu...Cała wioska jest taka dumna. Nawet nie wiesz jak mi ułożyło. Wreszcie jesteś jednym z nas.
Nie wiem, czemu to mnie tak zabolało. Przecież powinienem się domyślić, że prędzej uważał, że nie byłem wikingiem a jakąś kaleką. Mimo wszystko musiałem zadać to pytanie:
-Czyli prędzej nie byłem?
-Czkawką nie łap mnie za słówka po prostu teraz stajesz się mężczyzna.
-Super...Hura Tak się cieszę ze nie wiem.
-Jakiś nie Mrawy jesteś. Źle się czujesz czy co?
-Jestem zmęczony...Pogadamy jutro?
-Jasne. I dziękuję ze dotrzymałeś danego mi słowa.
Z tymi słowami udałem się na górę czując się jeszcze sto razy gorzej.
Usiadłem na łóżku zastanawiając się, co robi teraz mój przyjaciel.
‘, Dlaczego wszystko musi być takie skomplikowane'.
Przyciągnąłem do siebie nogi, kładąc na nich głowę i wpatrując się w jeden punkt.
****
-Dziękuje.
Kiedy następnego dnia przed szkoleniem zauważyłem Astrid nie umiałem powstrzymać tego jednego wyrazu. Nie powiedziała mojemu ojcu.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Dałam ci po prostu czas.
-To dla mnie wiele znaczy...Nie będę się z nim widywać. 
-Czkawka, on jest zagrożeniem.
Spuściłem głowę, czując jedną samotną łzę.
-Nie Astrid on jest moim jedynym przyjacielem.
Blondynka westchnęła i nim się zorientowałem przytuliła mnie do siebie. Wydawałem się naprawdę zaskoczony. Mimo wszystko wtuliłem się w jej blond włosy-Na nim zawsze mogłem polegać.
-Aż tak bardzo ci na nim zależy?
-Tak.
-W takim razie...Boże nie wierze, że to mówię, ale Szczerbatek to będzie nasza tajemnica-odsunąłem się od niej patrząc na nią z wdzięcznością.
-Serio?-Pokiwała głową.-Dziękuje Astrid.
-Ale nie maż się, jak Sączysmark by to zobaczył-zaśmiałem się.
-Tu jesteście-dobiegł mnie głos mojego ojca. Podszedł do nas i oświadczył:
-Życzę wam powodzenia.
-Dziękuje wodzu-powiedziała nieśmiało Astrid.
-Tak dziękujemy.

Kilka dni później:

Astrid nie powiedziała nic mojemu ojcu, wręcz postanowiła poznać Szczerbatka.
Niestety wtedy nie wiedzieliśmy, że ktoś nas śledzi, a tym kimś był nikt inny jak Sączysmark.

Siedziałem u siebie w pokoju. Tato gdzieś wybył, a mi kazał tu zostać. Nie powiem Nudziło mi się jak cholera.

Siedząc tak zastanawiałem się nad tym, co wydarzyło się wczoraj...A dokładniej mój wspólny lot z Astrid na szczerbatku.
- Jest niesamowity-powiedziała głaszcząc mojego przyjaciela, gdy wylądowaliśmy na jakieś wyspie.
-No wiem.
Szczerbatek wydawał się być zachwycony, tym, że ciągle zwracamy na niego uwagę. 
W pewnym momencie wywalił swój jęzor na wierzch wywołując u mnie i Astrid napad śmiechu.
-Jak się poznaliście?-Spytała blondwłosa, przytulając się do smoka.
-Pamiętasz jak powiedziałem, że złapałem nocną Furię?

-Hym...Ale ten pierwszy raz, a może drugi, albo trzeci-roześmiała się, a ja przewróciłem oczami-Tak pamiętam.

-No to po całej tej sytuacji, sam wybrałem się na poszukiwanie go no i znalazłem.
Na początku myślałem, że dam radę. No wiesz go...-Skinęła głową, rozumiejąc, o co mi chodzi-To się jednak okazało, dla mnie zbyt trudne.
Astrid nie powiedziała na to nic więcej, po prostu bawiła się Szczerbatkiem, który bardzo ją polubił.
-Co Mordko, lubisz takie zainteresowanie swoją osobą-Szczerbatek wskoczył na mnie liżąc swoim jęzorem.-Mordko...Przestań.
Astrid śmiała się jak niemądra, patrząc na nas i kręcąc głową. Po czym spoważniała patrząc na horyzont-Pora wracać.
-Niestety."

-Czkawka!-Potrząsnąłem głową, Do mojego pokoju wpadła zdyszana Astrid.
-As, co się dzieje?
-Szczerbatek...Oni go znaleźli.
Zerwałem się, wyminąłem ją i zacząłem zbiegać po schodach na dół.
-Ale, kto?
-Twój ojciec-moje serce na chwile się zatrzymało.-Sączysmark widział jak kierowaliśmy się w tamtą stronę, i...
-Jak wsiadaliśmy na Szczerbatka. Jestem debilem.
-Spokojnie.
-Jak oni go skrzywdzą...Nie wybaczę sobie.

Pierwszy raz w życiu droga mi się cholernie dłużyła. Kiedy przybyliśmy na miejsce myślałem, że minęły cztery dni.
Dlaczego gdy gdzieś się śpieszymy, wydaje nam się, że czas ciągnie się niemiłosiernie.
No, ale wracając, kiedy przybyliśmy na miejsce widziałem prawie całą wioskę na miejscu. Przepychałem się do przodu, kiedy zauważyłem mojego przyjaciela. Obserwował wikingów, ale nic nie robił.
-Czkawka, wracaj do domu!-Rozkazał ojciec patrząc na mnie.
-Nigdzie nie wracam-wybiegłem, po czym podbiegłem do Szczerbatka. Słyszałem za sobą szepty, ale miałem je gdzieś. Kiedy stanąłem przy jego boku,  smok od razu zrobił się spokojniejszy-Wybacz.
-Czkawka, odsuń się od niego!
-Tato, ja przepraszam.
-Mieliśmy umowę.
-Ja wiem. Ale to było za nim...-Urwałem-To nie jest takie łatwe.
-On do reszty oszalał. Widziałem jak na nim lata-wtrącił Sączysmark. Ludzie wciągnęli powietrze, a mój ojciec spojrzał na mnie morderczym spojrzeniem.
- Za to, co zrobiłeś powinienem....
-Co powinieneś? Wywalić mnie z wioski? Dobrze, zrób to, ale nie krzywdź Szczerbatka.
-To o tą bestię się martwisz? Smoki mordują setki naszych!
-A my mordujemy ich tysiące!-Wrzasnąłem-A one nie mają wyboru, muszą kraść nam pożywienie...Wiem, co mówię.
-Zabrać go.
-Nie!

Starałem się im wyrwać, ale nie miałem z nimi szans. Nie umiałem patrzeć na to, jak skuwają Szczerbatka. Wyrywałem się i wrzeszczałem, ale to było na nic.

-Na razie zamknijcie go w klatkach z resztą smoków-rozkazał, po czym spojrzał na mnie-A my musimy porozmawiać!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz