piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 1

Czkawka:
-Na litość wszystkich świętych Czkawka, dlatego ty robisz mi taki wstyd?!-wykrzyknął tato, patrząc na mnie gniewnie. 
-Ja tylko chciałem-zacząłem niepewnie po czym urwałem.

Ale może cofnijmy się kilka godzin wcześniej.
Siedziałem na klifie wpatrując się w ocean i zastanawiałem się nad sensem swojego życia.
Co robiłem źle do tej pory, że wszystko za co się brałem kończyło całkowicie zniszczone.
'Może to, że jestem odmieńcem. Zawsze nim byłem.'
Westchnąłem opierając się o rękę.
-Użalając się nad sobą nic nie osiągniesz.-Podskoczyłem słysząc głos Astrid.
Dziewczyna patrzyła na mnie z litością.-Musisz wsiąść się za siebie.
-Ale jak? Przecież się staram, a kończy się to...wiesz jak-westchnąłem odwracając od niej wzrok.
-Może zacznij słuchać innych, a nie robić wszystko po swojemu.
-Czyli mam być kimś kim nie jestem?
Dziewczyna westchnęła z irytacji.
-Po co ja w ogóle z tobą gadam?! Przecież i tak jesteś za uparty by się zmienić! Tylko potem nie miej do nikogo pretensji-warknęła oddalając się ode mnie.
Chwile patrzyłem na blondynkę, którą jestem od pewnego czasu zauroczony. Ma niezwykły charakter. Jest strasznie waleczna i odważna.
Umie świetnie rzucać toporem i walczyć. Idealna partnerka życiowa.
'Mogę pomarzyć'.
-Dlaczego nie mogę być jak inni?-wypowiedziałem to na głos patrząc na spokojną taflę wody.
***
-O jednak postanowiłeś wstawić się do pracy-powiedział Pyskacz-Hura.
-Musiałem pomyśleć okay.
-Już się bałem ze coś ci się stało-powiedział po czym rzucił mi miecz-Naostrz go.
-Już się robi...Pyskacz...-Gbur spojrzał na mnie-Co zrobić by tato...-urwałem.-Nie ważne.
- Jak byś  jednak postanowił pogadać to słucham.
-Dlaczego nie mogę z wami wypłynąć szukać smoczego leża?
-Szczerze?
-Tak.
-Jeśli masz kiedyś z nami wyruszyć na mordowanie smoków skończ ....Z tym.
-Mam rozumieć ze chodzi ci o mnie?-Spytałem. Pyskacz pokiwał głową.
-Wtedy cała wioska nie będzie uważać Cię za ofermę.
-Dzięki że mi o tym przypomniałeś-powiedziałem zirytowany biorąc się za ostrzenie topora.
-Pytałeś się więc odpowiedziałem.
-No dzięki-przewróciłem oczami.
Reszta dnia wydawała się całkiem spokojna do momentu kiedy rozległy się krzyki wikingów.
-Smoki atakują!-wykrzyknął jakiś wiking.
Wyjrzałem na zewnątrz kiedy koło kuźni jakiś smok spłynął ogniem.
-Odejdź stad-Pyskacz odciagnął mnie na bok
-No weź daj się wykazać.
-Czkawka nie wypuszczę Cię stad znając twój charakter.
-Tym razem dam radę!-powiedziałem pewnym siebie głosem-Zaufaj mi. Błagam!
Pyskacz patrzył chwilę Na mnie po czym westchnął:
-Nie zawiedź mnie.
***
-Tato ja przepraszam-powiedziałem spuszczając głowę. Czułem na sobie spojrzenia całej wioski.
Kiedy podniosłem nieco głowę zauważyłem Pyskacza.
'Nie zawiedź mnie'
Chwilę popatrzył Na mnie po czym odwrócił głowę. Obiecałem mu ze tym razem będzie inaczej.
-Za co kol wiek się bierzesz to kończy to się katastrofą !
Spuściłem głowę-Boże dlaczego akurat mnie tak bogowie ukarali.
Do oczu napłynęły mi łzy. Powstrzymałem się jednak od pokazywania tutaj jakich kolwiek uczuć.-Idź do domu...ja Muszę po tobie posprzątać.
-Naprawdę przepraszam-powiedziałem łamiącym się głosem. Ruszyłem przed siebie ze spuszczoną głową, czułem na sobie wrogie spojrzenia.
No tak wszyscy się na mnie zawiedli.
-Dla niego nie ma już szansy.-załzawionymi oczami spojrzałem na wiking który tak powiedział. Saczyślin.
Po chwili dołączył do niego także jego syn.
-Oferma!
-Patrzenie na niego boli-dodał Mieczyk.
-Szkoda zachodu dla kogoś takiego. To kaleka.
-Starałem się...A znowu wyszło jak wyszło i...
-Jasne. Ty nic nie potrafisz.
-Dajcie mu spokój-odwróciłem się widząc za sobą Pyskacza. Lekko popchnął mnie do przodu mówiąc :
-idziemy.
Szliśmy w ciszy. Niezręcznie się czułem po tym co się stało. Obiecałem...
-Chciałem Cię przeprosić. Zaufałeś mi a ja Cię zawiodłem.
-Czkawką ja naprawdę nie rozumiem po jakie licho udajesz kogoś kim nie jesteś.
-Bo Chce być jednym z was-wyszeptałem wchodząc do środka. Zamknąłem za sobą drzwi opierając się o nie.
***
Kilka miesięcy później
Przeszukiwałem krucze urwisko by znaleźć Nocną Furię. Wczoraj znowu smoki napadły na Berk. A ja postanowiłem się wykazać. I udało się. Trafiłem nocna Furię. Kiedy katapulta wystrzelił trafiła w smoka którego wszyscy się boją.
No ale prócz mojego małego sukcesu miałem też pecha...Jedyna żywa istota która zauważyła mój wyczyn był smok o nazwie Koszmar Ponocnik.
I pomimo iz znowu wszyscy patrzyli na mnie wilkiem i ojciec się wydarł a Saczysmark kpił czułem ze wszystko się zmieni. Musiałem tylko znaleźć smoka którego ustrzeliłem.
I tak oto dochodzimy do obecnej chwili...
Nie wiem ile mi zeszło ale zaczynałem po mały tracić nadzieję.
Zaznaczyłem na swojej mapie godzi już byłem gdy złość wzięła górę i zamazałem całą mapę chowają notatnik.
-Bogowie się na mnie uwzięli-powiedziałem że zrezygnowaniem-Inni gubią noz lub kubek ale nie mi się udało zgubić całego smoka!
Odepchałem od siebie gałąź która uderzyła we mnie z podwójna siłą.
'Normalnie ja to mam pecha za wszystkich!'

Nie wiem czy bogowie mnie wysłuchali czy po prostu chociaż raz w życiu usmiechnęło się do mnie szczęście ale odnalazłem go.
Odnalazłem smoka...nocna Furię której boją się wszyscy!

Ja przysięgam...próbowałem go zabić. Ale patrząc na niego widziałem coś co zlapało  mnie za serce.
Widziałem samego siebie. Przerażonego który się już całkiem poddaje.
I ja po prostu nie miałem serca by go zabić. Nie mogłem...Nie umiałbym żyć z myślą ze go skrzywdziłem.
I tak wiem jestem dziwny, jaki wiking się tak zachowuje.
No właśnie żaden. Więc czemu ja tak?
'Może dlatego ze nie jestem jednym z nich...nigdy nie byłem. Zawsze byłem jakiś inny.'

Rozejrzałem się czy nikogo nie ma po czym małym nożem rozciąłem więzły które go trzymały. Smok skoczył na mnie wrzasnął tak głośno ze myślałem że ogluchne po czym uciekł w stronę zatoki. A ja po tym jak oprzytomniałem postanowiłem iść do siebie by pomyśleć nad tym co właśnie zrobiłem.

Przepraszam za błędy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz