Czkawka:
Prawda, zawsze wychodzi na jaw. Nie ważne, jak dobre było by
kłamstwo, i tak wszystko się wyda, i konsekwencje mogą być okropne i nie odwracalne.
Zawsze w tych chwilach myślimy sobie, dlaczego się nie przyznałem,
czemu okłamywałem?
Tylko prawda jest taka, że zazwyczaj kłamiąc chcemy ochronić tą
drugą osobę. Wtedy kłamstwo wydaje nam się jedynym rozwiązaniem.
Tak było w moim przypadku.
Nie chciałem zranić taty, ja naprawdę chciałem mu powiedzieć, ale
nie wiedziałem jak. Każdej nocy zastanawiałem się jak to mu wytłumaczę.
Myślałem nad listem, ale każda opcja wydawała się nieodpowiednią. I tak to
przekładałem.
I teraz mogę stracić wszystko.
-To było za piękne-wtrącił, kiedy weszliśmy do twierdzy.
-Ja wiem, zawiodłem cię, ale naprawdę chciałem powiedzieć ci
prawdę, ale nigdy nie wiedziałem jak.
-Nie wiedziałeś jak? No nie dziwię, się. Co ci wpadło do głowy...Wolisz
smoka, od własnego plemienia. I jeszcze go tłumaczysz.
-Tato, on nie jest groźny.
-To jest demon! On morduje z zimną krwią.
-My również.-Wtrąciłem-I nasze obie rasy robią to z tego samego
powodu. By się bronić.
-Nie chce tego słuchać! Jak ty możesz jeszcze je bronić? To przez
nie, nie masz matki!-Wykrzyknął, a we mnie ostatnie zdanie uderzyło z podwójną
mocą.-One ją porwały i najprawdopodobniej zabiły. Była niewinna!
-Tato.
-Masz wybrać. Albo ten smok albo ja i wioska-pokręciłem głową,
starając się znaleźć odpowiednie słowa.
-Nie każ mi wybierać. Możesz mnie zamknąć w lochu...I torturować,
ale nie każ wybierać. Nie mogę pozwolić by coś się stało Szczerbatkowi, ale...
-Czyli wybrałeś. Nie wierzę...Wolisz smoka od ojca. Nie chce cię
widzieć.
-To nie tak...Tato, chociaż raz w życiu wysłuchaj, co chce ci
powiedzieć!
-Nie chce tego słuchać. Zdradziłeś całą wioskę dla bestii. Nie
jesteś i nigdy nie byłeś prawdziwym wikingiem...
-Tato.
-Nie zwracaj się tak do mnie....Ja już nie mam syna.
Zamknął za sobą drzwi zostawiając mnie samego i zrozpaczonego.
-Ja naprawdę przepraszam-wyszeptałem opierając się o ścianę,
zsunąłem się po niej, po czym siedziałem tak. Nie przejmując się ludźmi, którzy
zaczęli tu przychodzić i mi się przyglądać.
-Zawsze był dziwolągiem, ale teraz-usłyszałem głos Sączysmarka,
który urwał widząc, że się na niego patrzę-Też mi pomysł. Wytresować
smoka-prychnął idąc dalej.
***
Samotność.
Tak naprawdę przez całe życie przy najmniej kilka razy ją
odczuwamy.
Najgorzej jest jednak, ją odczuwać będąc w tłumie ludzi.
Niby przy tobie są a tak naprawdę jesteś sam, ze swoimi problemami
i uczuciami.
Stałem na klifie i przyglądałem się lśniącej w blasku słońca tafli
wody.
Miesiąc, tyle trzymają zamkniętego Szczerbatka. Najgorszej jest
to, że ja nawet nie mogę się do niego zbliżyć.
-Przykro mi-usłyszałem za sobą współczujący głos Astrid.
-Przeze mnie cierpi. Może jakbym go zabił...
-Czemu, więc tego nie zrobiłeś?
-Bo patrząc na niego widziałem samego siebie. Widziałem jak się
poddawał, tak jak ja...Zawsze byliśmy inni...
-Jedyni w swoim rodzaju.
-Jasne, raczej do kitu, według mojego ojca-spuściłem głowę
wypuszczając powietrze-A raczej wodza.
-Nadal się wkurza.
-On się mnie wyrzekł Astrid...Ignoruje mnie. Tak jakby mnie tu w
ogóle nie było.
-Przejdzie mu.
-To jest Stoik Ważki...On nigdy nie odpuszcza-Astrid westchnęła,
po czym położyła rękę na moim ramieniu-Pamiętaj, że masz mnie.
Zrobiło mi się cieplej na sercu, moje kąciki mimowolnie uniosły się
nieco do góry.
-Dziękuje.
Minęła już północ a ja nadal byłem w tym samym miejscu. Nie
chciałem wracać do domu, nie po to by od czasu do czasu widzieć rzucane przez
mojego ojca gniewne spojrzenia.
Siedziałem, więc na klifie wpatrując się w gwiazdy, zastanawiając
się czy kiedyś zrobię coś, przez co on mnie pokocha.
I zrozumie, że się staram.
'Mamo, gdybyś tu była...'
' Smoki ją porwały!'
Westchnąłem smutno, spoglądając na ocean.
Coś w pewnym momencie przyciągnęło moją uwagę, były to statki.
Było ich z dziesięć, a z tego, co udało mi się ustalić należały do Łupieżców.
Szybko się zerwałem biegnąć ile sił w nogach do mojego rodzinnego
domu. Niestety nie zastałem tam ojca.
'Twierdza'.
Wbiegłem po schodach na górę, wpadając do twierdzy jak szalony.
Wszystkie osoby, które tam były spojrzały na mnie, wśród nich był mój ojciec.
-Tato.
-Nie odzywaj się do mnie, i wyjdź.
-Ale daj mi coś powiedzieć.
-Nie.
-Posłuchaj mnie do cholery!-Warknąłem. Patrzył na mnie gniewnie,
ale nic nie mówił-Łupieżcy, widziałem ich statki. Płyną na Berk!
-Albrecht!-Warknął mój ojciec-Trzeba wszystkich obudzić.
-Ile ich było?-Zapytał pyskacz.
-Z dziesięć-powiedziałem.-I są naprawdę blisko.
-Stoik zanim my się przygotujemy oni mogą nas zniszczyć-wtrącił
Sączyślin.
-Nie muszą-oświadczyłem niepewnie-Tato, ja wiem, ze to jest
szaleństwo i w ogóle, ale zaufaj mi. Odciągnę ich uwagę.
-Niby jak.
-Potrzebuje dostać się do Szczerbatka-Tato patrzył na mnie
nieznanym mi spojrzeniem, po czym zwrócił się do jednego z wikingów-Zaprowadź
go tam.
-Dziękuje. Nie zawiodę cię tym razem.
Astrid:
Obudził mnie krzyki, i rogi.
Zerwałam się jak oparzona, gdy do pokoju wpadła matka i
powiedziała, mi, że Łupieżcy nadciągają.
Przeklęty Albrecht postanowił wziąść nas z zaskoczenia z myślą, ze
mu się uda.
Najbardziej się obawiałam właśnie tego, że uda mu się. Bo niby jak
mamy tak szybko się przygotować.
Wybiegłam na zewnątrz, wpadając na grupę Sączysmarka.
-Łupieżcy...
-Wiem. Musimy znaleźć Czkawkę.
-Nie musimy-mruknęła Szpadka.
-Właśnie, że musimy-warknęłam, nadal nic sobie nie robiąc
pokręciła głową i powiedziała:
-To on znalazł nas.
Zmarszczyłam brwi, kiedy usłyszałam odgłos wydany przez Nocną
Furię. Odwróciłam się, wtedy na ziemi wylądował Czkawka ze Szczerbatkiem. Moi
towarzysze nadal stali na boku, ja tymczasem podbiegłam do niego:
-Co zamierzasz?
-Odciągnę ich uwagę ze Szczerbatkiem. Pójdziemy na pierwszy
atak-chciałam się wtrącić, ale nie pozwolił mi na to-Inaczej będzie po Berk.
-Pozwól mi lecieć ze sobą.
-Nie, ale jak nie wrócę...
-Wrócisz rozumiesz-powiedziałam czując jak łzy napływają mi do
oczu.
Przyciągnęłam go do siebie dając krótkiego całusa w usta. Słyszałam jak moi przyjaciele za mną wciągają powietrze. Wtedy jednak nic poza chłopakiem, którego całowałam mnie nie interesowało. Wchłaniałam jego zapach, i uczucie tego, że on tu jeszcze jest.
Odsunęłam się od Czkawki, patrząc w jego śliczne zielone niczym trawa oczy.-Uważajcie na siebie.
Szczerbatek podbiegł do Czkawki.
Przyciągnęłam go do siebie dając krótkiego całusa w usta. Słyszałam jak moi przyjaciele za mną wciągają powietrze. Wtedy jednak nic poza chłopakiem, którego całowałam mnie nie interesowało. Wchłaniałam jego zapach, i uczucie tego, że on tu jeszcze jest.
Odsunęłam się od Czkawki, patrząc w jego śliczne zielone niczym trawa oczy.-Uważajcie na siebie.
Szczerbatek podbiegł do Czkawki.
-Musimy lecieć.
-Czkawka-odezwał się Sączysmark, chłopak na niego spojrzał-Wybacz,
za wszystko.
-Okey, nie mam wam za nic złe.
-Obronimy Berk-dodał Śledzik. Czkawka uśmiechnął się, po czym
ostatni raz na mnie spojrzał i odleciał.
-Wróć do mnie-szepnęłam, patrząc jak leci w kierunku okrętów
łupieżców.
-Jest mega odważny...Fajnie było by tak latać, co nie...Na
smokach-uśmiechnęłam się szeroko do Mieczyka.
-Jesteś geniuszem-wszyscy wydawali się zaskoczeni moim postrzeżeniem.-Możemy
mu pomóc...Zabierzemy smoki z Areny.
-Tyś oszalała-pokręciłam głową.-Jak je mamy wytresować, co?
-Normalnie.
Czkawka:
-Jesteś gotowy?-Spytałem Szczerbatka, gdy zbliżaliśmy się do
łodzi.-I teraz-Szczerbatek strzelił w jeden statek plazmą, przez co ten
wybuchł. Nie powiem udało się, nagle wszyscy, którzy byli na statkach zwrócili
na nas uwagę.
-Albrecht!-Wykrzyknąłem ze złością widząc jego durny uśmieszek.
-A, kogo ja widzę, Czkawkuś.
-Radzę wam zawracać.
-A jeśli nie?
-Zapoznasz się bliżej z moim przyjacielem Szczerbatkiem-Albrecht
spojrzał na mojego przyjaciela i uśmiech spełzł mu z twarzy. -Nie dostaniesz
Berk. Nie dzisiaj!
Narrator:
Wszyscy czekali z napięciem. Plan Czkawki, powiódł się, łupieżcy
zwrócili całą uwagę na niego i na smoka. Dało to im czas na przygotowanie się
do ataku.
Stoik nie umiał wytrzymać, Albrecht perfidnie wykorzystał ich
uwagę i by zdobył Berk gdyby nie jego syn.
Syn, którego się wyrzekł.
Wódz westchnął ciężko, zwracając tym na siebie uwagę swojego
przyjaciela Pyskacza.
-Stoik, w porządku?
-Myślę, ze za surowo potraktowałem Czkawkę.
-No wiesz to był szok, ale przesadziłeś nieco z tym, że nie jest
twoim synem.
-Nie chciałem tego powiedzieć...Ale byłem wściekły.
Pyskacz położył rękę na ramieniu przyjaciela.
-Jak wygramy z łupieżcami pogadasz z nim. Na pewno ci wybaczy.
Wtedy jeszcze niestety Stoik nie wiedział, że minie wiele lat za
nim odzyska syna.
* Przepraszam za błędy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz