Czas. Jeden z moich największych wrogów, z którym nie mam najmniejszych szans.
Leci nie ubłaganie nawet na chwile nie stając w miejscu. Nim się
obejrzymy coś mija, a zaczyna się całkiem nowa era. Jakiś nowy rozdział naszego
życia.
Kiedyś mi ktoś powiedział, że coś musi przeminąć by mogły nastąpić
pewne zmiany. By niektóre rzeczy zmieniły się na lepsze.
Tym, kto mi to powiedział był mój ojciec. Gdy byłem małym chłopcem
spędzaliśmy ze sobą naprawdę dużo czasu. Czy to na rybach czy po prostu na
siedzeniu na wzgórzu i wpatrywaniu się w gwiazdy.
Dokładnie pamiętam jedno z takich wydarzeń.
'Siedzieliśmy z tatą na jednym z wzniesień wpatrując się w niebo
pokryte milionami gwiazd.
-Tato, dlaczego pyskacz powiedział, że kiedyś będę musiał zająć
twoje miejsce? Przecież świetnie sobie radzisz-Tato roześmiał się, po czym
powiedział:
-Widzisz Czkawka, wszystko ma swój ustalony czas. Każde panowanie
wodza. Niegdyś wyspą panował mój ojciec, potem, gdy nadszedł odpowiedni czas
przyszła pora na mnie. Na ciebie także kiedyś przyjdzie.
-Odpowiedni czas?
-Coś musi przeminąć by mogły nastąpić pewne zmiany. Jednak musimy
mieć do tego pewien okres czasu. Nic nigdy się nie dzieje od tak.
-To znaczy, że jak minie dany czas...To będę dorosły?
-Oczywiście. Każdego dnia jesteśmy o jeden dzień starsi.
-Boże to ile ja mam dni?-Tato wybuchł śmiechem kręcąc głową.-Jaki
ja jestem stary w takim razie...Pss..Nie dobry czas. Nie lubię go.
-Czas jest wrogiem wielu osób. Bo to jedyny przeciwnik, z którym
nie mamy najmniejszych szans.
-Więc, co trzeba zrobić by nie żałować?
-Wykorzystać dany nam czas najlepiej jak to tylko możliwe. Cieszyć
się każdym dniem.
-Ty cieszyłeś się jak była mama?-Tato posmutniał patrząc z
widoczną tęsknotą w gwiazdy.
-Bardzo. Jednak teraz żałuje, że nie wykorzystałem każdej możliwej
chwili. To jest właśnie najgorsze Czkawka, nigdy nie wiemy, gdy coś się skończy.
Czasem musimy czekać na to, a czasem to następuje nagle.
- Będę pamiętał...I tato?
-Tak Czkawka?
-Kocham cię.-Przytuliłem się do niego, tato objął mnie, po czym
wyszeptał:
-Ja ciebie też, cokolwiek by się stało. Cokolwiek bym powiedział,
zawsze będę cię kochał synu. I zawsze przy tobie będę-odsunął się nieco ode
mnie, po czym położył mi rękę na sercu-o tutaj. Twoja matka również.
-Jak myślisz, była by ze mnie dumna?
-Bardzo. Ja jestem z ciebie dumny. I zawsze będę, po prostu rób to,
co podpowiada ci serducho ok?
-Jasne. Będę wielkim wikingiem tak jak ty.'
Siedziałem w celi, rysując w swoim notesie.
Szczerbatek tymczasem leżał koło mnie i przyglądał się, co tam bazgrolę.
-Życie jest niesprawiedliwe-wyszeptałem patrząc na rysunek.
Przedstawiał on małego chłopca wraz z rodzicami. Był na barana u taty i się
uśmiechał.
Szczerbatek swoją mordką podniósł moją rękę.
Spojrzałem na niego, odkładając notatnik i przytulając się do
niego.
Szczerbatek przymknął oczy, podczas gdy ja położyłem na nim głowę
także przymykając oczy i głaszcząc go.
-Cieszę się, że chociaż ciebie mam mordko.-Szczerbatek otworzył
oczy wydając ciche warknięcie-Czasem chciałbym rozumieć, co mówisz...Fajnie by
było tak z tobą pogadać.
Szczerbatek spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się.
Tak, ten smok jest naprawdę inteligentny i swoim zachowaniem
często przypomina mi człowieka.
Tyle, że on jest oddany, troskliwy i lojalny. Nie to, co ludzie.
Oni są fałszywi, rządni wygranej i chwały.
-Jestem ciekawy czy mój ojciec, chociaż stara się mnie odnaleźć.
'Dalej sobie wmawiaj. Oczywiście, że się wyrzekł. Rok czasu tu
siedzisz'-usłyszałem głos swojej zirytowanej podświadomości.
No tak, dość trochę tu siedzimy.
Czy wszystkie wspomnienia do mnie wróciły?
Tak dzięki notesowi, który miałem przy sobie. Jak się okazało dużo
tam miałem zapisek i wg. Niestety nie było mapy jak polecieć na Berk.
Chociaż nie wiem czy chce wracać. Znowu widzieć te wszystkie
wrogie spojrzenia na mnie? To ciągłe rozczarowanie ze strony mojego ojca moją
osobą?
Chyba podziękuje.
Dlaczego nie uciekliśmy? Chcieliśmy, ale tak się składa, że
Szczerbatek bez tej jednej lotki najnormalniej w świecie nie da rady polecieć.
W pewnym momencie usłyszałem jakieś kroki a po chwili drzwi naszej
celi otworzyły się i do celi wrzucono pewną dziewczynę. Była miej więcej mojego
wzrostu i była także bardzo szczupła, miała długie blond włosy.
-Masz towarzystwo Haddock-rzucił drwiąco Grimir. Tak nazywał się
jeden z ludzi Albrechta, który naprawdę mnie irytuje.
Zamknął za sobą drzwi i przez chwile jeszcze słyszałem jak sobie
nuci pod nosem.
Zerknąłem na mordkę, po czym na tą dziewczynę. Podszedłem do niej.
-Wszystko w porządku?-Spytałem. Spojrzała na mnie Miała podobne
zielone oczy do moich. Odsunęła się nieco ode mnie-Nic ci nie zrobię. Nazywam
się Czkawka. A ty?
-Rosie...
-Miło mi Rosie, poznaj mojego przyjaciela Szczerbatka-smok
podszedł do nas.
Dziewczyna nieco była przestraszona jednak po chwili uśmiechnęła
się delikatnie. Szczerbatek podszedł do niej mordką, podniósł jej rękę. Ta
pogłaskała go, po czym zaśmiała się-Jest wspaniały.
Szczerbatek zaczął się do niej łasić.
-Szkoda, że ludzie z mojej wioski tego nie potrafią zrozumieć.
-Dziwne, bo na mojej wszyscy uwielbiają smoki-spojrzałem na nią
niedowierzająco-Naprawdę Molley zmieniła się od czasu...
-Czego?
-Kiedy przygarnęliśmy smoki. Wiesz ze smoczego leża...Niestety tam
jest Czerwona...
-Śmierć...Czerwona śmierć-wtrąciłem pośpiesznie pokiwała
głową-Byłem tam. To trochę dalej od Berk.
-Od, czego?
-Od mojej wyspy, stoi tam od siedmiu pokoleń.
-Hymm dziwne, nigdy o niej nawet nie słyszeliśmy. Nawet nie wiedziałam,
co to za goście.
-Łupieżcy, nie macie z nimi problemów?-Pokręciła głową-A
Berserkowie-ponownie pokręciła głową.-To gdzie jest twoja wyspa?
-Bardzo daleko na północny wschód.
-A Johna kupczy przypływa do was?
-Nie, do nas przypływa jakiś inny mężczyzna z kobietą. Chyba oni
właśnie od tego Johanna kupują różne rzeczy dla nas. Wiesz Nawet ten Johann boi
się zapuszczać tak daleko.
-A jak oni cię znaleźli. Gdzie my jesteśmy?
-Na sąsiedniej wyspie Dariano. Przypłynęłam tu z rodzicami...Za
pewne będą mnie szukać.
-Cały rok siedzę tu i nawet nie wiedziałem gdzie jestem...Boże
szczerbatek rozumiesz to...Ojciec za pewne szuka mnie na wyspie
łupieżców-Szczerbatek spojrzał na mnie, po czym pokiwał głową-Dlatego w
ostatnim czasie Albrecht się nie pokazywał. Tylko on zna drogę na Berk...I na
twoją wyspę.
-Na to wygląda. Ale co nam z tego skoro musimy tu siedzieć-na
moich ustach pojawił się chytry uśmieszek.-Okay...
-Słuchaj...Leciałaś kiedyś na smoku?
-Nie...Może żyjemy z nimi w zgodzie, ale nie latamy. Pływamy
łodziami.
-A pamiętasz drogę, którą cię tu przyprowadzili?-Pokiwała
głową.-Mordko jest szansa wydostaniemy się...I pomożemy ci wrócić na
Molley-zwróciłem się do dziewczyny-Ale będzie potrzebna twoja pomoc.
-Od teraz jesteśmy drużyną.
****
-O nie! Pomocy dziki smok atakuje!-Wykrzyknęła Rosie z udawaną paniką-Pomocy...On
już zabił tego chłopaka...Powiem wam, co chcecie!-Dodała. Ja tymczasem
schowałem się w cieniu by strażnik, który tu przyjdzie mnie nie zauważył. Ledwo
powstrzymywałem śmiech.
W ręku trzymałem metalowy pręt i czekałem.
Po chwili rozległy się kroki a Szczerbatek na mój rozkaz zaczął
warczeć, wtedy drzwi celi się otworzyły i do środka wszedł Grimir.
-No to gdzie jest ten martwy chłopak.
-On go rozszarpał!-Wykrzyknęła.-I pożarł!-Dodała płaczliwym
głosem.
Ja tymczasem zaszedłem go od tyłu i z całej siły przywaliłem mu
metalowym prętem.
Udało się, bo po chwili łupieżca leżał na ziemi jak długi.
-Tak!-Wykrzyknęliśmy z Rosie. Daliśmy sobie piątki, po czym
ostrożnie wyjrzeliśmy na zewnątrz. Panowała tu cisza.
-Musimy się w coś przebrać. Nie mogą nas poznać-oświadczyła.
-Najpierw się stąd wydostańmy...To którędy?
-eee w prawo..Nie w lewo-spojrzałem na nią-No drodze się na przód-
i ruszyła a ja ze Szczerbatkiem spojrzeliśmy na siebie, po czym ruszyliśmy za
nią.
-Sprytna z ciebie dziewczyna.
-No wiem.
-Ile masz lat?
-15 a ty?
-16 dwa dni temu były moje urodziny-spojrzała na mnie i chciała
coś powiedzieć, lecz szybko zakryłem jej usta-Później.
-Dobrze.
~~~~
-Gdzie ty nas prowadzisz?-Zapytała Rosie, kiedy udało nam się
wydostać z tuneli na powierzchnię. Nie powiem ubiór tych ludzi trochę mnie
zdziwił. Ubierali się nieco inaczej niż my, ale cóż tu poradzić.
-Do kuźni. Musze zrobić ogon dla Szczerbatka-pociągnąłem ją za
rękę, kiedy zauważyłem jednego z Łupieżców, schowaliśmy się za jakiś stragan.-Nie
poleci bez lotki. A teraz chodź-dodałem nadal się ukrywając idąc dalej.
-To oni!-Wykrzyknął ktoś. Obejrzałem się i zobaczyłem Albrechta i
kilku jego ludzi.
-Wiej!-Wrzasnęła Rosie ciągnąc mnie za rękę. Szczerbatek jednak
wskazał na swój grzbiet.-Rosie na Szczerbatka.
-Przecież powiedziałeś...
-Właź!-Nie spierała się ze mną. Szybko wsiadła na szczerbatka,
obejmując mnie w pasie, tymczasem Szczerbatek zaczął szybko biec.
-To niesamowite siedzieć na nim.
-Jeszcze cudowniejsze jest latanie-oświadczyłem. Nagle Rosie wciągnęła
powietrze i mocniej mnie ścisnęła
-To moi rodzice!-Oświadczyła z uśmiechem palcem wskazując przed
nas. Zobaczyłem potężnego dość otyłego wikinga z długą brązową brodą, oraz
kobietę raczej drobnej budowy z blond włosami.
Widać było, że się niepokoili. Ciągle podchodzili do jakiś ludzi.
-Mamo...Tato-wykrzyknęła Rosie. Oni zaczęli się rozglądać i gdy nas zobaczyli uśmiechnęli
się. Szczerbatek podbiegł do nich.
Byli nieco przerażeni jednak nic nie zrobili. Rosie zeszła z
Szczerbatka i rzuciła się swoim rodzicom na szyje.
-Baliśmy się. Gdzieś ty się podziewała?-Zapytał jej ojciec.
-Porwali mnie Łupieżcy.
-Kto?
-Nie ważne...Ważne, że gdyby nie Czkawka-podeszła do mnie-Nadal
bym tam siedziała.
-Nieprawda...To ty świetnie udawałaś-uśmiechnęła się do mnie.
Spojrzałem na ich rodziców dość niepewnie, wtedy odezwał się ich
ojciec:
-Widzę, że przyjaźnisz się ze smokami.
-Nie dam ich skrzywdzić-powiedziałem z uśmiechem-Co nie
mordko?-Szczerbatek podszedł do mnie i uśmiechnął się.
-Jest piękny-oświadczyła kobieta podchodząc do niego-Jaki on
śliczny Erim.
-Tak wiem Alri...Ostatnia Nocna Furia.
-Najprawdopodobniej-wtrąciłem z uśmiechem.
-Może opowiesz nam coś o sobie, skoro Rosie cię pochwaliła musisz
mieć w sobie coś niezwykłego-poprosiła matka mojej znajomej a ja się
zarumieniłem. Kobieta widząc to zaśmiała się.
-Przesada...Jestem zwyczajny...Nazywam się Czkawka Haddock, mam
szesnaście lat. Mieszkałem na Berk...
-Mieszkałeś?
-łupieżcy mnie porwali niemal rok temu...Ale to nawet lepiej. Na
Berk...Nie ma zgody ze smokami.
-U nas jest...Czasem nam nawet pomagają.
-Bo to niezwykłe stworzenia-powiedziałem patrząc na Szczerbatka.
Mordka, wywalił jęzor na wierzch i zaczął skakać wokół nas.
-To skoro już nie mieszkasz na Berk może zamieszkasz u nas.
-Nie chce się wpraszać.
-Nie będziesz. Jesteśmy coś ci wini. Uratowałeś naszą córkę-już
otwierałem usta by coś powiedzieć, lecz wtedy wtrąciła się Rosie: -Pojedzie z
nami. On lata na Szczerbatku. Wie o smokach wszystko.
-Ja się uczę. Aż tyle to nie.
-To może nauczysz nas tego, co ty wiesz a my ciebie to, co my wiemy.
I akurat zrobisz lotkę dla swojego smoka, bo jeśli się nie mylę bez niej nie
polecicie-Powiedział wódz z pewnym siebie
Uśmiechem.
'I co teraz? Iść z nimi czy szukać drogi powrotnej na Berk'.
-Nie musisz mieszkać z nami na zawsze. Przynajmniej na jakiś
czas...Potem odnajdziesz swoją życiową drogę hym?-Matka Rosie położyła mi rękę
na ramieniu.-Proszę...Rosie zależy-spojrzałem na swoją nową znajomą bawiącą się
z Szczerbatkiem, po czym oświadczyłem:
-Popłynę z wami.
Przepraszam za błędy i liczne powtórzenia.